Jest rok 1963. Pod koniec drugiej sesji Soboru Watykańskiego II biskup Karol Wojtyła wybiera się z Rzymu w dziesięciodniową pielgrzymkę do Ziemi Świętej. W nocy z ósmego na dziewiątego grudnia staje razem z kilkunastoma innymi polskimi biskupami w Bazylice Narodzenia Jezusa. Tutaj, jeden za drugim, aż do 5.30 rano odprawiają Msze św. „Wypada dodać – wspomina sam Karol Wojtyła w liście do krakowskich księży – że w Grocie Bożego Narodzenia biskupi polscy nie omieszkali zaśpiewać kilku kolęd, do czego zobowiązał ich staruszek, o. Borkowski – franciszkanin polski od dziesiątków lat pracujący w Ziemi Świętej.” 

Jakie myśli nurtowały przyszłego papieża, gdy po raz pierwszy stanął w mieście, gdzie przywędrowała Święta Rodzina, gdy całował gwiazdę upamiętniającą narodzenie Jezusa i gdy śpiewał tam polskie kolędy ? Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy. Wiemy jednak, że ta pielgrzymka pozostawiła w nim niezatarty ślad, który znalazł swoje odbicie w utworze „Wędrówka do miejsc świętych” opublikowanym w 1965 roku. Pewien jego fragment brzmi niemal jak proroctwo:

„Ach, miejsce! ileż razy, wielokrotnie się przeobrażałoś, nim z Jego miejsca stałoś się moim!

Kiedy On cię wypełnił po raz pierwszy, nie byłoś jeszcze żadnym miejscem zewnętrznym, byłoś tylko łonem Jego Matki. (...)

Ach, miejsce ziemi, miejsce ziemi świętej – jakimże miejscem jesteś we mnie! Dlatego właśnie nie mogę po tobie stąpać, muszę klęknąć. Przez to dzisiaj potwierdzam, że byłoś miejscem spotkania. Przyklękam – przez to wyciskam na Tobie pieczęć. Zostaniesz – a ja zabiorę ciebie i przeobrażę w sobie na miejsce nowego świadectwa. Odchodzę jako świadek, który świadczy poprzez tysiąclecia.” (podkr. aut.)


Piętnaście lat po pielgrzymce do Ziemi Świętej Karol Wojtyła stanął w noc Bożego Narodzenia w Bazylice Św. Piotra jako papież Jan Paweł II. „Pozwólcie, że (...) pójdę z wami do tej groty w pobliżu miasteczka Betlejem leżącego na południe od Jerozolimy – mówił wówczas – . (...) Proszę was Bracia i Siostry, którzy wypełniacie te Bazylikę, postarajmy się być bardziej obecni tam niż tutaj. Kilka dni temu wyjawiłem moje wielkie pragnienie udania się do Groty Narodzenia, aby właśnie tam uroczyście zainaugurować mój pontyfikat. Ponieważ nie pozwoliły na to okoliczności i znajduję się tutaj razem z wami wszystkimi, jesteśmy duchowo jeszcze bliżej tego miejsca, aby uczestniczyć w tej liturgii. (...) Liturgia Bożego Narodzenia jest bogata w szczególny realizm – realizm tej chwili, którą na nowo przeżywamy i realizm serc, które ją przeżywają. Rzeczywiście, wszyscy jesteśmy głęboko przejęci tym wydarzeniem, które miało miejsce prawie dwa tysiące lat temu.”

Musiały minąć jeszcze ponad dwie dekady, aby Jan Paweł II mógł zrealizować swoje marzenie ujawnione na początku pontyfikatu. 22 marca 2000 roku papież stanął w Betlejem, gdzie przybył w ramach pielgrzymki jubileuszowej do miejsc świętych.

Przypomniał wówczas o tamtej mszy w Bazylice Świętego Piotra: W pierwsze Boże Narodzenie mojego posługiwania jako następcy Apostoła Piotra publicznie wyraziłem swe wielkie pragnienie rozpoczęcia mego Pontyfikatu w Betlejem w Grocie Narodzenia. Wówczas nie było to możliwe i nie było możliwe aż do tej chwili. Lecz dzisiaj jakże nie mógłbym wielbić Boga wszelkiego miłosierdzia, którego drogi są tajemnicze i którego miłość nie zna końca, za to, iż w tym roku Wielkiego Jubileuszu doprowadził mnie do miejsca narodzenia Zbawiciela? Betlejem jest samym sercem mojej Pielgrzymki Jubileuszowej. Drogi, które podjąłem, doprowadziły mnie do tego miejsca i do tajemnicy, którą ono głosi.”

Dopiero wtedy na Placu Żłóbka pełnego znaczenia nabrały słynne papieskie słowa z dnia inauguracji pontyfikatu. 22 października 1978 roku na Placu Świętego Piotra papież podbił świat słowami: „Nie lękajcie się”. Teraz, w Betlejem Jan Paweł II powtórzył słowa Anioła, które usłyszeli betlejemscy pasterze: „Nie lękajcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan” (Łk 2, 10-11) Jan Paweł II podkreślał, że ta radość to nie sprawa przeszłości. „Jest to radość dnia dzisiejszego – wiecznego dzisiaj Bożego Zbawienia, które obejmuje cały czas: przeszłość, teraźniejszość I przyszłość. U zarania nowego tysiąclecia jesteśmy wezwani by widzieć jaśniej, iż czas ma swoje znaczenie, ponieważ tutaj wieczność wkroczyła w historię i pozostaje z nami na zawsze. (…) Odwieczne Słowo, „Bóg z Boga, Światłość ze światłości” stało się ciałem i zamieszkało wśród nas (por 1 J 1, 14).” 

 

Wujek zaprasza na kolędowanie

Styczeń 1951

„Wspinałem się po krętych schodach i w pewnym momencie zobaczyłem najpierw wysłużone buty, potem sutannę, a w końcu całą sylwetkę księdza w okularach o bardzo miłym i skromnym wyglądzie” – tak Stanisław Rybicki wspomina swoje pierwsze spotkanie z księdzem Karolem Wojtyłą w parafii św. Floriana w Krakowie. Rybickiego zaprosił tam jego przyjaciel Jacek Fedorowicz, który poznał wcześniej sympatycznego duszpasterza akademickiego i wiedział już o jego planach. Ksiądz Wojtyła postanowił bowiem zorganizować grupkę młodzieży, która poprowadziłaby śpiew kolęd na zakończenie okresu Bożego Narodzenia – w święto Matki Bożej Gromnicznej. „Przyciszonym, dźwięcznym głosem, bardzo literackim językiem powiedział nam, o co chodzi – wspomina Stanisław Rybicki – Potem, poćwiczywszy, zaśpiewaliśmy kolędy z ludem bożym zgromadzonym w kościele 2 lutego. Ksiądz bardzo nam podziękował i zaprosił na plebanię, na chwilkę. Nie poszedłem, zaproszenie było zaskakujące. Nigdy dotąd nie spotykałem się z księdzem inaczej niż jako uczeń lub penitent. Jacek poszedł.”

Potem jednak Stanisław Rybicki zaczął chodzić na spotkania z wikarym od Floriana. Słuchał jego konferencji („Męczyłem się niewąsko. Po pierwszej wysłuchanej  konferencji długo grzebałem w Słowniku wyrazów obcych...”) – ale wytrwał. Nawiązał tez liczne przyjaźnie stając się jednym z członków słynnej Rodzinki Wujka Karola.  – środowiska młodzieży akademickiej, z którym ksiądz Wojtyła (zwany przez nich Wujkiem) wyjeżdżał na wycieczki i spotykał się w Krakowie, a później – już po wyborze na Stolicę Piotrową – także w Watykanie. W czasie spotkań w okresie Bożego Narodzenia  nie mogło się oczywiście obyć bez śpiewania kolęd i pastorałek. Najwięcej z nich pamiętał sam Karol Wojtyła a żelaznym i oczekiwanym przez wszystkich punktem każdego z nich była pastorałka „Oj maluśki, maluśki”, do której Wujek układał na poczekaniu kolejne zwrotki. Żywot wielu z nich był bardzo krótki – trwały tyle, ile ich śpiewanie. Niektóre jednak zanotowano i te przejdą do historii. Na przykład, gdy jego podopieczni z duszpasterstwa zaczęli zakładać rodziny Wujek zaśpiewał:

My tak sobie śpiewamy, śpiewamy
I zimą, i wiosną,
My się nic nie starzejemy, starzejemy,
Jeno dziecka rosną.


Ksiądz, biskup, arcybiskup i kardynał lubił spędzać z nimi czas, łącząc to co przyjemne z pożytecznym. To właśnie rozmowy z młodymi ludźmi, obserwacje ich doświadczeń małżeńskich i rodzinnych wyrobiły w nim wrażliwość na problemy młodzieży i rodzin. Miało to zaowocować zarówno w jego pracy w Krakowie jak i później, gdy został biskupem Rzymu. „To wciąż ten sam Wujek  – powiedział pewien dziennikarz francuski komentując wielki sukces, jakim było spotkanie Jana Pawła II z młodzieżą podczas Wielkiego Jubileuszu 2000 w Rzymie – on ich rozumie i akceptuje, dlatego tak się do niego garną.”

 

Polskie Betlejem

24 grudnia 1959 roku biskup Karol Wojtyła po raz pierwszy odprawił pasterkę w miejscu, gdzie miał stanąć pierwszy kościół Nowej Huty – wzorcowego osiedla socjalistycznego wznoszonego na przedmieściach Krakowa. Zezwolenie na budowę kościoła zostało wydane na fali październikowej odwilży roku 1956, ale po trzech latach władze zaczęły się wycofywać z wcześniejszych ustaleń. Tak zaczęła się prawie dwudziestoletnia walka o kościół. Ważne miejsce odegrały w niej pasterki sprawowane pod gołym niebem przez Karola Wojtyłę. W roku 1963 Wojtyła modlił się tam zaledwie dwa tygodnie po powrocie z Betlejem. Te dwa miejsca wydały mu się bardzo do siebie podobne: W Nowej Hucie od tylu lat parafia nie ma kościoła! a za miejsce odprawiania mszy św. służy kaplica – mówił nazajutrz w katedrze wawelskiej – Na ścianie zewnętrznej tej kaplicy jest ołtarz i ludzie przez cały Boży rok uczestniczą we mszy św. stojąc pod gołym niebem. W uroczyste msze muszą stać i podczas słoty i podczas deszczu. Pasterka, którą odprawiałem, odbywała się przy wielkim mrozie. Ludzi było kilka tysięcy (...). Jakaż to bliskość (...) pomiędzy tą pasterką w Nowej Hucie, a tym co widziałem w Betlejem: uboga grota otwarta na przestrzał(...)

Wojtyła często odwiedzał Nową Hutę w wigilijną noc. Bywał nie tylko w Bieńczycach,  ale również w następnych parafiach powstających na tym terenie i walczących o swoje kościoły. W 1977 roku na Wzgórzach Krzesławickich, podczas swojej ostatniej pasterki przed wyborem na Stolicę Piotrową tak uzasadniał te wizyty: Uważam (...), że w noc betlejemską, kiedy się Syn Boży rodzi w stajni, biskup Kościoła krakowskiego musi opuszczać katedrę wawelską i przybywać wszędzie tam, gdzie Chrystus jest bezdomny

Półtora roku później Karol Wojtyła przybył znowu do Nowej Huty już jako papież Jan Paweł II. Walkę o miejsce dla świątyni w tym miejscu nazwał wówczas „nowym początkiem ewangelizacji na początku nowego tysiąclecia chrześcijaństwa w Polsce.

Ten nowy początek przeżyliśmy razem – mówił 9 czerwca 1979 roku. – I ja zabrałem to z sobą z Krakowa do Rzymu jako relikwię.

 

Podzielmy się opłatkiem

Jan Paweł II  wprowadził na Watykan wiele polskich zwyczajów bożonarodzeniowych. Na placu św. Piotra wznoszona jest pokaźnych rozmiarów szopka, pojawia się tam też, co roku olbrzymia choinka. Ojciec Święty dzielił się również opłatkiem zarówno z rodakami jak i z najbliższymi współpracownikami. Papież przywiązywał do tego zwyczaju szczególną wagę między innymi ze względu na swojego ulubionego świętego – brata Alberta, Adama Chmielowskiego, o którego beatyfikację starał się jako biskup krakowski, by wynieść go na ołtarze jako biskup Rzymu. Brat Albert – krakowski malarz, powstaniec styczniowy i w końcu opiekun ubogich znany był z powiedzenia, że trzeba być „dobrym jak chleb” i przedłużenie tego powiedzenia biskup, a potem papież Wojtyła  znajdował w łamaniu się opłatkiem.

Najdramatyczniejsze okoliczności towarzyszyły z pewnością Bożemu Narodzeniu roku 81-wszego, po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego. Papież spotkał się z rodakami w wigilię i także w wigilię zapalił świecę w oknie swojego pokoju na znak solidarności z ofiarami przemocy. Sprawy naszej Ojczyzny stały się w jakiś szczególny sposób sprawami wielu narodów – mówił wówczas – (...) widocznie są to sprawy ważne i zasadnicze. Otóż (...), jeżeli dobrze rozeznajemy znaki czasu, tego dzisiejszego czasu, tego Bożego Narodzenia Roku Pańskiego 1981, (...), to w takim razie nasze życzenia wspólnego dobra (...), powinny być po prostu modlitwą o to, ażeby naszym rodakom, wszędzie, a zwłaszcza w Ojczyźnie, (...) nie zabrakło sił wewnętrznych i zewnętrznych, sił potrzebnych do sprostania tym zadaniom, które w tej chwili wyłaniają się przed Polską, które w tej chwili w pewnym sensie Polska, jako naród i jako społeczeństwo, stawia przed ludzkością.

Sześć lat później Papież przyjeżdżał po raz trzeci do ojczyzny. Na trasie pielgrzymki – od Krakowa do Gdańska i Szczecina towarzyszyły mu słowa pieśni „Panie dobry jak chleb” (ułożonej z okazji odbywającego się wówczas Kongresu Eucharystycznego). Rok później doszło do pierwszych rozmów między władzami komunistycznymi a przedstawicielami opozycji. Dwa lata później – w noc z 9 na 10 listopada 1989 roku – runął mur berliński. Dość niezwykłym zbiegiem okoliczności 12 listopada Jan Paweł II kanonizował w Rzymie Agnieszkę Czeską i. brata Alberta, który odszedł z tego świata (czyli – jak to się mówi w Kościele – narodził się dla nieba) w Boże Narodzenie – 25 grudnia 1917 roku.