Dwadzieścia dziewięć lat temu po Polsce pierwszy raz pielgrzymował Jan Paweł II. Dobrze utrwaliliśmy sobie początek tej pielgrzymki, Mszę na Placu Zwycięstwa (obecnie Piłsudskiego) w Warszawie i słynne słowa „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi”. O wiele mniej wspominamy swoisty testament, który Papież zostawił nam na zakończenie swojego pobytu w Polsce.

10 czerwca 1979 roku (wypadała wtedy Niedziela Trójcy Świętej) na krakowskich Błoniach Jan Paweł II mówił:

I dlatego — zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię „Polska”, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością — taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym,
— abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili,
— abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy.

Wiele razy podkreślał wtedy „musicie być mocni”. To słowo padło z jego ust dziewięć razy i to nie dziwi, bo przecież tę Mszę nazywało się potem bierzmowaniem narodu, a bierzmowanie to sakrament napełniający chrześcijanina mocą.

Od czasu tamtej pielgrzymki czerwiec (obok sierpnia) stał się „polskim miesiącem”. Jan Paweł II większość swoich wizyt składał właśnie w czerwcu (z wyjątkiem jednodniowego nawiedzenia w maju 1995 roku i dwukrotnych pobytów w sierpniu – 1991 i 2002), w czerwcu też miały miejsce pierwsze, częściowo wolne wybory w 1989 roku, których wyniki zapoczątkowały pożegnanie z realnym socjalizmem. Ale także w czerwcu (1992) rozegrała się tzw. nocna zmiana zakończona odwołaniem rządu Jana Olszewskiego w związku z przyjęciem uchwały lustracyjnej.

Tegoroczny początek czerwca stał pod znakiem kilku wydarzeń związanych z tamtymi rocznicami. Po pierwsze, w niedzielę 1 czerwca obchodziliśmy pierwszy Dzień Dziękczynienia. Na wezwanie metropolity warszawskiego, arcybiskupa Kazimierza Nycza dziękowaliśmy za dar wolności i dar wielkich osób – Papieża Jana Pawła II i Prymasa Stefana Wyszyńskiego. W Gdańsku, ks. Henryk Jankowski, kapelan Solidarności z okresu strajków sierpniowych podjął decyzję o rozwiązaniu działalności Instytutu jego imienia. A w środku tygodnia prezydent Lech Kaczyński powiedział, że  Lech Wałęsa był agentem o pseudonimie "Bolek" .  No i jeszcze w sobotę wieczorem na Lednicy odbyło się kolejne, dwunaste już czuwanie młodzieży. Tym razem pod hasłem „zdejmowania masek”. Ojciec Jan Góra, który jak mało kto potrafi znaleźć język komunikacji z młodzieżą, zaproponował, aby pielgrzymi przywieźli na Lednicę maski, które symbolicznie spalą. To będzie gest „stanięcia w prawdzie” i zaproszenie, aby na tym budować swoje życie.

I tu nasuwa się pytanie – co to znaczy „stanąć w prawdzie” i przede wszystkim – wobec kogo „stanąć w prawdzie”?

System komunistyczny był oparty na zakłamaniu. Ludzie, którzy chcieli żyć w prawdzie na 100 proc. cierpieli. Ci, którzy decydowali się żyć w kłamstwie otrzymywali przywileje. W codzienności było przeważnie tak, że człowiek żył bliżej lub dalej od prawdy usiłując pogodzić to, co konieczne (bo przecież trzeba jakoś żyć) z tym co uchodzi (bo przecież nie można dać się ześwinić). Przypominaliśmy trochę taką gigantyczną linę, która jest przeciągana raz w jedną, raz w drugą stronę. A kto za tę linę ciągnął? Po jednej stronie był świat ducha i jego reprezentanci. Jan Paweł II i Prymas Wyszyński, polscy biskupi i księża (ksiądz Jerzy Popiełuszko to postać najbardziej znana ale przecież nie jedyna), wielu ludzi świeckich, odważnych i uczciwych. Po drugiej stronie był świat materii, czy jak to się wtedy mówiło materializmu dialektycznego (choć był to coraz bardziej materializm praktyczny). Kiedyś – wszechpotężny, z czasem stawało się coraz bardziej oczywiste, że jest to kolos na glinianych nogach. W końcu runął. Trzy pierwsze pielgrzymki papieskie odbyły się jeszcze za jego panowania, czwarta miała miejsce już w wolnej (przynajmniej zewnętrznie) Polsce.

Czy z tego wypływa wniosek dla poszukiwania prawdy w czerwcu 2008? No cóż, kiedy  zastanawiam się nad przekazem, który płynął od Jana Pawła II w tamtych latach, to uderza mnie jedno. Gdy on mówił „wolność” – my rozumieliśmy – „precz z opresyjnym komunizmem”. Gdy mówił „solidarność” – my myśleliśmy – przywrócić zdelegalizowany związek, gdy mówił „sprawiedliwość” – my myśleliśmy – „precz z tymi, którzy ją gwałcą” (tzn. z komuną). Ale on nigdy nie skrytykował ani żołnierza, ani policjanta, ani członka Komitetu Centralnego PZPR, ani żadnego innego przedstawiciela opresyjnej władzy. Natomiast pokazywał jasno, gdzie leży prawda, jakby zapraszając – ona tu jest, możesz się do niej zbliżyć. I powoli również do nas zaczynała docierać ta świadomość – im jestem bliżej prawdy, tym jestem silniejszy, tym mam więcej mocy, choćby z zewnątrz wydawało się, że jesteśmy bezsilni wobec UB, SB, czołgów i Jerzego Urbana z jego napastliwymi konferencjami prasowymi. Ciśnienie prawdy okazało się tak mocne, a głos sumienia tak niepokojący, że jedni przeszli na jej stronę, inni – pozostając wciąż w strefie oddziaływania kłamstwa – nie wykazywali już wielkiej aktywności w jego służbie, a ci najbardziej zagorzali stali się w końcu bezradni. Imperium upadło bez przelewu krwi. Owszem, było przy tym ogromnie wiele błędów, ale fakt pozostaje faktem. Zwyciężyła solidarność nie tylko jako ruch, ale jako wartość.

A dziś? Chyba nieprzypadkowo ojciec Jan Góra wzywa do zdjęcia masek, a abp Kazimierz Nycz mówi, że czerwiec 1989 roku powinniśmy wspominać z wdzięcznością i z – uwaga – pokorą. Pokora to bowiem stanięcie w prawdzie. Każdy powinien sam, z własnej woli zdjąć maskę tworzoną ze swoich nędz i każdy ma swój czas dojrzewania do tej decyzji. Tymczasem tendencja dominująca współcześnie to raczej chęć zdzierania innym ich masek i niechęć do osobistego rachunku sumienia. To z kolei rodzi podziały, walki i kłótnie – zaprzeczenie solidarności. Stajemy się słabsi…

Czy jest na to lekarstwo? W Ewangelii Mateusza czytamy:   „Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik.”

Jan Paweł II uczył nas prostych, ewangelicznych prawd. Na szczęście trochę go słuchaliśmy. Czy dziś słuchamy go choć odrobinę?