Jan Paweł II wychowawca młodych – pod takim hasłem obchodzimy ósmy już dzień papieski.

Teraz mógłbym powiedzieć rzeczy, które słyszeliśmy już pewnie nieraz – o tym, że Papież z Polski potrafił przyciągać młodzież, że był dla niej autorytetem, że uczynił rzecz pozornie niemożliwą – sprawił, że w czasie jego pontyfikatu młodzi ludzie – ci naturalni buntownicy i burzyciele ustalonych porządków – stali się pełnoprawnymi i dumnymi z tego członkami instytucji niemłodej, bo liczącej dwa tysiące lat.

I tak dalej, i tak dalej.

Zamiast tego jednak chciałbym zaproponować dwa spotkania z Papieżem.

Jedno – na progu jego pontyfikatu, drugie u schyłku. W pierwszym uczestniczyłem jako osiemnastoletni chłopak, w drugim jako czterdziestoletni dziennikarz.

To pierwsze spotkanie miało miejsce w niedzielę, 3 czerwca 1979 roku przed kościołem świętej Anny, na warszawskim Placu Zamkowym i odbyło się nazajutrz po słynnej Mszy na Placu Zwycięstwa (dziś Piłsudskiego) .

Nie tylko dla was to spotkanie jest wielkim wzruszeniem. Dla mnie również - mówił Ojciec Święty. - Pragnąłbym zbliżyć się  do każdego z was, każdego z was przygarnąć. Z każdym z was zamienić chociaż jedno ojczyste słow. Darujcie, że jest to niemożliwe. Ale pragnienie serca jest takie.

Burza oklasków co chwila przerywała papieską homilię.

Moi drodzy, ja już od wczoraj myślę, co znaczą te oklaski – powiedział w pewnym momencie Ojciec Święty. Nagle gdzieś z tłumu usłyszeliśmy śpiew, najpierw daleki, a potem coraz wyraźniejszy : „My chcemy Boga w książce, w szkole, w godzinach wytchnień, w pracy dniach. My chcemy Boga, my poddani, on naszym Królem, on nasz Pan.”

Papieżowi najwyraźniej podobała się ta reakcja. Sam zaczął po cichu nucić melodię pieśni. Pozwolił, aby wybrzmiały jej ostatnie słowa, a potem mówił dalej:

Otóż, powiedziałem, że od wczoraj myślę nad tym. Chcę wam powiedzieć, co myślę, pozwólcie mi powiedzieć, co myślę.

Znowu oklaski.

 Wczoraj naprzód pomyślałem sobie, żeby dali spokój, bo nie skończymy.

Kolejne brawa.

 Dziś powinienem to samo powtórzyć. Ale wczoraj pomyślałem sobie: „Poczekaj”. Przyszła mi taka myśl, myślę, że od Ducha Świętego: „Poczekaj, będą razem z tobą mówić to kazanie”.

Oklaski.

 Bo wcale nie jest takie interesujące to, że klaszczą, że biją brawo, tylko kiedy biją brawo. Dzisiaj ta myśl idzie za mną dalej. Oczywiście naprzód ta myśl, że się prawdopodobnie spóźnimy do Gniezna. Ale nie tylko ta jedna myśl. Kiedy biją brawo? Wczoraj, kiedy powiedziałem ‘Chrystus’ przez piętnaście minut bili brawo. Dzisiaj, kiedy powiedziałem ‘Duch Święty’ może trochę krócej, bo jeszcze, jak mówi Pismo Święte nie całkiem się obudzili, ale w każdym razie bili.

Oklaski na Placu Zamkowym rozbrzmiały z nową siłą.

 Choćbyście nie wiadomo jak klaskali, ja tę myśl muszę skończyć. Otóż, co ja sobie pomyślałem dzisiaj rano? Pomyślałem sobie:  Co się dzieje z tym społeczeństwem? Co się dzieje z tym społeczeństwem? Stało się jakimś społeczeństwem teologicznym. No dość, tej refleksji na marginesie, to jest wstawka. Dość tej refleksji na marginesie, ale nie mógłbym stąd odjechać nie wypowiedziawszy jej. Bo należy oddać sprawiedliwość Warszawie. Gdybym to powiedział w Gnieźnie, byłbym niesprawiedliwy.

Na koniec Ojciec Święty zwrócił się ze szczególną prośbą:

Tak jak kiedyś mój rodzony ojciec włożył mi w rękę książkę i pokazał w niej modlitwę o dary Ducha Świętego – tak dzisiaj ja, którego również nazywacie “ojcem”, pragnę modlić się z warszawską i polską młodzieżą akademicką:

o dar mądrości – o dar rozumu – o dar umiejętności, czyli wiedzy – o dar rady – o dar męstwa – o dar pobożności, czyli poczucia sakralnej wartości życia, godności ludzkiej, świętości ludzkiej duszy i ciała – wreszcie o dar bojaźni Bożej, o którym mówi Psalmista, że jest on początkiem mądrości. Przyjmijcie ode mnie tę modlitwę, której nauczył mnie mój ojciec – i pozostańcie jej wierni

 

Po tych latach jedno nie ulega dla mnie wątpliwości – Papież Jan Paweł II potrafił być wierny do końca. Jeśli dziś mówimy o nim jako o wychowawcy młodych ludzi to między innymi dlatego – że w czasach łamania zobowiązań, niszczenia szczerej miłości, postępowania w imię własnego egoizmu On potrafił wytrwać do samego końca. Potrafił pokazać, że kocha tak bardzo, że nie wycofa się – mimo wieku, choroby, niedołężności. Mało tego – że nie będzie tego ukrywał, choć przecież dla dawnego sportowca i wędrowca nie lada upokorzeniem mogło być pokazanie się publicznie w stanie tak ogromnej słabości, jaka była jego udziałem w ostatnich latach pontyfikatu.

Takim go widzieliśmy w słynnym oknie na Franciszkańskiej, gdzie pojawiał się przez trzy kolejne sierpniowe wieczory 2002 roku. Przyjechał do Polski dwa tygodnie po Światowym Dniu Młodzieży w Toronto w Kanadzie i nie mogliśmy oprzeć się wtedy wrażeniu, że jest to pożegnanie.

W piątek 16 sierpnia po raz pierwszy w czasie tej pielgrzymki pojawił się w oknie przy Franciszkańskiej 3. 

              Byliście w Toronto? Bo ja byłem
             Witaj w domu! – odpowiedzieli zgromadzeni licznie młodzi (i nie tylko młodzi) ludzie.
              ...jakby się ktoś pytał, Franciszkańska 3.
             Jesteś w domu!
              Ale o Toronto to wam jutro opowiem.
               Też przyjdziemy!
               Na razie wam życzę dobranoc.
               Dobrej nocy!
               Do zobaczenia!
               Pobłogosław!
               Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch Święty.
               Amen!
               Do jutra!
               Do jutra!

               

                Drugie spotkanie pod oknem odbyło się w sobotę, 17 sierpnia:

 

                Od pierwszego spotkania w tym oknie minęły 23 lata – zagaił Papież.– Mnie 23 lata przybyło.

               Jesteś młody! – krzyczeli czuwający pod oknem.

               I ci, którzy wtedy, 23 lata temu, byli tu pod oknem na Franciszkańskiej, mają 23 lata więcej.

                Też są młodzi! Też są młodzi! 

                Nic nie poradzimy... Jak są młodzi, to są młodzi, nie ma wyjścia... I Pietrek, co tu stoi, też mu te 23 lata przybyło!

                Rozległy się śpiewy „Sto lat”.

                 Jest tylko jedna rada, to jest Pan Jezus. „Jam jest Zmartwychwstanie i życie” – ciągnął Papież. -  To znaczy, pomimo starości, pomimo śmierci: młodość, pokój – i tego wam wszystkim życzę. Całej młodzieży krakowskiej, polskiej i na świecie. 

                Dziękujemy, dziękujemy! Kochamy Ciebie! – Potem okrzyki przeszły w  śpiew: „Wierzymy Ci, ufamy Ci, Kochamy Cię, Kraków kocha Cię, Kraków dziękuje Ci, zostań wśród nas!”. I znowu skandowanie: „Zostań wśród nas”.

                 Dziękuję wam za odwiedziny! Przyjdźcie jutro znów! – powiedział Jan Paweł II.

                 Też będziemy!

                Po raz ostatni pojawił się w oknie w niedzielę, 18 sierpnia:

                 Witamy cię, Alleluja! – zaśpiewał.– Niestety, jest to pożegnanie – dodał.

                 Nieee! – zaprotesowali zgromadzeni.

                 Żegnamy cię, Alleluja – nucił Jan Paweł II.

                 Nieeee.   Rozległ się śpiew „Sto lat” i po którym nastąpiły okrzyki „Zostań z nami!”.

                 W sercu i w myślach. Zawsze – zapewnił Ojciec Święty. – Bardzo wam dziękuję za te spotkania, jak za dawnych lat. Jesteście już inną młodzieżą. Ale nawyki są te same. Dobre nawyki.

                 Dziękujemy! Dziękujemy!

                 Takiemu, który odjeżdża, życzy się: „Przyjdą zaś”. Ja też sobie tego życzę.    

                 Zapraszamy!

                 Przyjdą zaś – ciągnął Papież. – Myślę, że i wy mi tego życzycie. Na razie dobranoc! Jutro na Kalwarię.

                Nazajutrz miał jechać do Kalwarii Zebrzydowskiej. Za niespełna trzy lata - miał odejść.