(Cotygodniowy felieton emitowany w Radiu Plus Warszawa 96, 5 we wtorki przed 20 tą)

Wszystkie media zelektryzowała wiadomość o przełomie w sprawie beatyfikacji Jana Pawła II. Według nieoficjalnych, ale bardzo prawdopodobnych doniesień komisja lekarzy i komisja teologów zatwierdziły cud potrzebny do beatyfikacji. Zaczęły się spekulacje co do daty. Wydarzyło się to w tygodniu poprzedzającym Święto Objawienia Pańskiego czyli Trzech Króli – w tym roku po raz pierwszy od pół wieku obchodzone w Polsce jako dzień wolny od pracy. W tym kontekście trudno nie przypomnieć, że swoiste przekazanie pałeczki przewodzenia Kościołem między dwoma niestrudzonymi biegaczami – Janem Pawłem II i Benedyktem XVI nastąpiło podczas Światowych Dni Młodzieży w Kolonii w 2005 roku. Papież z Polski zaprosił młodzież w miejsce, gdzie czci się relikwie Trzech Mędrców ze Wschodu, a Papież z Niemiec to spotkanie poprowadził.

Niespełna sześć lat później słyszymy, że beatyfikacja Jana Pawła II jest już blisko i słyszymy to, gdy tysiące ludzi w całej Polsce wychodzą na ulice, by – rodzinnie i radośnie – złożyć pokłon Dzieciątku. Warto zwrócić uwagę, że nie jest to uroczystość kościelna sensu stricto  – to nie procesja organizowana przez diecezję, to inicjatywa zwykłych świeckich ludzi zaproponowana innym zwykłym ludziom. W ten sposób, może bardziej niż kiedykolwiek, odtworzone zostało przesłanie Betlejem, do którego przecież przyszli także ludzie świeccy – zarówno ci prości jak pasterze, jak też ci uczeni – jak Mędrcy ze Wschodu.
Nazajutrz po Orszaku Trzech Króli gościłem w poranku dwójki, aby mówić o możliwej beatyfikacji. Między plotkami na temat życia intymnego tak zwanych celebrytów a rozmową o rozwodach pod hasłem Nowy Rok nowe życie, znalazło się miejsce dla Jana Pawła II.  Czy to w ogóle wypada? – pomyślałem wychodząc ze studia. A potem przyszła mi do głowy kolęda: „W żłobie leży, któż pobieżny…” Tak – dzisiejszy świat, szczególnie ten prezentowany przez media -  rzeczywiście przypomina stajnię, i to raczej stajnię Augiasza a nie stajenkę w Betlejem.
Tym bardziej cieszy fakt, że pierwsze wolne od pracy święto Trzech Króli zostało uczczone wyjściem chrześcijan na ulice tylu polskich miast. Jest to jakieś naturalne dopełnienie Bożego Narodzenia, które obchodzimy w zaciszu naszych domów, można powiedzieć w prywatności. Spotkanie z Dzieciątkiem najpierw dokonuje się w intymności, potem jednak domaga się wyjścia na szerokie wody i to właśnie stało się 6 stycznia Roku Pańskiego 2011. Na orszakach stawiły się całe rodziny – rodzice i dzieci – pokazując, że potrafią dobrze świętować, radować się, być razem, śpiewać kolędy, a także znosić niedogodności, boć przecież spędzenie trzech godzin na mrozie wymaga zaparcia się siebie. Stało się to niewymierzoną w nikogo, a jednak czytelną odpowiedzią na stajnię Augiasza, która wydaje się panować w obyczajach i kulturze.
Papież Benedykt XVI w czasie modlitwy Anioł Pański pozdrowił uczestników polskich orszaków. Chyba Jan Paweł II uczyniłby tak samo i byłby zadowolony, że ludzie świeccy zorganizowali publiczny festyn rodzinny w miejscu, gdzie przed z górą trzydziestu laty wołał: Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi.
Na koniec jeszcze jedno. Mniej więcej godzinę po rozmowie na temat beatyfikacji w telewizyjnej Dwójce podano smutną wiadomość z ostatniej chwili: zmarł Krzysztof Kolberger. Wspaniały aktor i człowiek, którego zapamiętaliśmy z heroicznej walki z chorobą i z odczytania testamentu Jana Pawła II tuż po śmierci Papieża. Nieoczekiwanie powaga przejścia na drugą stronę zetknęła się z innymi tematami augiaszowej stajni. Weszła tam, może na krótko, dając znak, podobny do światła Gwiazdy Betlejemskiej, która przyprowadziła trzech mędrców ze Wschodu. To nic, że było ich tylko trzech. Dziś tysiące ludzi przychodzi, aby wspólnie oddać hołd Dzieciątku.