Dni biegną coraz szybciej. Już Wielkanoc, za chwilę beatyfikacja Jana Pawła II. Czekaliśmy na nią bardzo. I w miarę jak przybliża się ta data coraz uporczywiej wraca pytanie – co się zmieni po pierwszym maja, czy to, że przed imieniem Jan Paweł II pojawią się literki bł, czyli błogosławiony ma aż takie znaczenie?

 

Pewnie nie, jeśli uznamy, że to po prostu taki kościelny tytuł, podobnie jak w świecie nauki jest nim doktor czy profesor. Ale przecież głębokie znaczenie tego słowa wskazuje na coś najbardziej pożądanego na tym świecie. „Błogosławiony” to znaczy po prostu „szczęśliwy”. A któż nie pragnie być szczęśliwy?
Kiedyś, chyba w roku jubileuszowym w Gdyni był taki słynny koncert Arki Noego (przyjechali bardzo spóźnieni). Robert Friedrich chciał wprowadzić piosenkę o świętości i zapytał – kto chce iść do nieba? Wszyscy podnieśli ręce. Potem padło drugie pytanie: Kto chce iść do nieba dziś? I tu jakoś reakcja nie była równie spontaniczna.
Na tym polega też problem ze szczęściem. Chcemy go, ale droga dojścia do niego wywołuje obawę. Jaka była w tym propozycja papieża?
Jakąś wskazówką może być tu – znana już – data wspomnienia błogosławionego Jana Pawła II. Ma nią być dzień 22 października. Ciekawe – zrezygnowano z tak zwanej daty urodzin dla nieba (czyli mówiąc po naszemu śmierci) na rzecz daty oficjalnej inauguracji pontyfikatu. W niedzielę 22 października 1978 roku Jan Paweł II odprawił Mszę na placu św. Piotra podczas której wygłosił homilię ze słynnymi słowami „Non abbiate paura” – „nie lękajcie się!”. Dlaczego mówił wtedy o lęku? Odebraliśmy to oczywiście w kontekście sytuacji światowej – panowania ateistycznego komunizmu, być może ataków terrorystycznych, groźby konfliktu nuklearnego. Ale komu wówczas przyszło do głowy pytanie czy papież nie mówił też o samym sobie> A przecież wyznał publicznie – „bałem się przyjąć ten wybór” mówiąc o werdykcie konklawe. A zatem znał doświadczenie lęku. A jednak było coś takiego, co pozwoliło mu  sobie z tym poradzić.
Słowa „Nie lękajcie się” przypominają o fragmencie ewangelii Łukasza o narodzeniu Jezusa. Przecież to właśnie pasterze w Betlejem słyszą od aniołów: „Nie bójcie się, oto zwiastuję wam radość wielką”. To nie dziwi. Jan Paweł II już wtedy myślał o tym, że staje przed nim zadanie wprowadzenia Kościoła w trzecie tysiąclecie od narodzenia Jezusa.
Udało mu się zrealizować ten cel. Po Wielkim Jubileuszu roku 2000 przyszły jednak inne zagrożenia, których symbolem stały się walące się wieże World Trade Center. I wtedy Papież zaczął powtarzać (także w Krakowie podczas ostatniej pielgrzymki do Polski) „Przestań się lękać”.  Wówczas może bardziej niż na początku pontyfikatu widzieliśmy, że on sam miał się czego bać – choroby, niepełnosprawności, niedołężności. A jednak odnajdował siłę, by jeszcze być oparciem dla innych. I znowu pytanie: gdzie?
Zadając te pytania stajemy na progu. Ten próg może być bardzo różny. Dla jednego jest to lęk przed zawarciem trwałego związku małżeńskiego, dla innego – lęk przed dzieckiem, jeszcze dla kogoś – lęk przed samotnością. Przekroczenie tego progu wymaga rzeczywiście odwagi. Papież go przekraczał całe życie i w końcu przekroczył po raz ostatni. Wołaliśmy wtedy „Święty natychmiast”. Dziś to się spełnia.