Popołudnie było bardzo ładnie i nic nie zapowiadało deszczu. Przed osiemnastą dotarliśmy na Plac Świętego Piotra – dość pusty, tylko przy bramkach kontrolnych do Bazyliki stała spora gromadka ludzi. Kilkanaście minut później wchodziliśmy do tej olbrzymiej świątyni. Do jej zamknięcia pozostała godzina. I właśnie wtedy na zewnątrz lunęło. Świeży wiosenny deszcz padał, gdy pielgrzymi modlili się przy relikwiach błogosławionego Jana Pawła II, gdy zapisywali karteczki z intencjami i wrzucali je do przygotowanych koszyków. Zabrzmiał dzwonek, porządkowi ustawili się w poprzek kościoła i zaczęli iść w kierunku wyjścia uprzejmie acz zdecydowanie wypraszając ludzi. Gdy znaleźliśmy się na progu bazyliki deszcz przestał padać, wyjrzało słońce i – pojawiła się przepiękna tęcza.

 


Ups – czy tu nie powinno pojawić się światełko alarmowe? Przecież tęczowe kolory to dziś symbol ruchów promujących niemoralne zachowania.
Nie, nic takiego nie przyszło do głowy stojącym w progu największej świątyni świata. Ktoś powiedział odruchowo: Jan Paweł II zawarł z nami przymierze.
Wydarzyło się to dwa tygodnie temu, co przy współczesnym tempie życia można porównać do paru miesięcy, albo i lat. Uwieczniona na zdjęciu tęcza widnieje teraz na pulpicie mojego notebooka, a do mnie wciąż wraca pytanie – co wydarzyło się na placu świętego Piotra 1 maja 2011 roku?
Po powrocie do Polski z zaskoczeniem przekonałem się, że istnieją jakby dwa obrazy uroczystości beatyfikacyjnej. Jeden przywozili ze sobą jej uczestnicy – każdy z moich rozmówców mówił o niezwykłym, bezprecedensowym wydarzeniu, które – nawet jeśli kosztowało niesamowity wysiłek – to warte było podjęcia go. Drugi obraz zastałem w doniesieniach medialnych. Tak, była ładna uroczystość, trochę zginęła między ślubem następcy tronu Wielkiej Brytanii, a zabiciem Osamy bin Ladena. Było trochę prowokacji – parę osób w wysokonakładowych mediach skrytykowało Jana Pawła II i to w sposób mało adekwatny, za to gwarantujący cytowalność. Było też trochę obaw, żebyśmy z tego papieża ogłoszonego błogosławionym nie uczynili cukierkowej postaci ze świętego obrazka, bo przecież to też był człowiek, który popełniał błędy.  I tyle. 
Tymczasem tam naprawdę wydarzyło się coś niebywałego. O ile przed sześciu laty rzesze ludzi zgromadzonych na pogrzebie tak nie dziwiły – byliśmy pod ogromnym działaniem emocji – o tyle teraz taka sama liczbowo grupa robi wielkie wrażenie. Wtedy rozum poszedł za sercem, teraz to była decyzja podjęta świadomie mimo szeregu zniechęcających komunikatów i faktycznie trudnych warunków. Można powiedzieć, że wezwanie Jana Pawła II „Nie lękajcie się!” znalazło swoją odpowiedź w świadomym wyborze setek tysięcy osób z całego świata.  To, co działo się na Placu Świętego Piotra 1 maja przypominało w jakiś sposób tamtą sławną mszę z Placu Zwycięstwa 2 czerwca 1979 roku. Wówczas też było straszenie (ze strony komunistycznych mediów) trudnymi warunkami, zachęcanie do pozostania w domu i śledzenia uroczystości w telewizji. Ci, którzy nie ulegli i wybrali się na Plac przecierali oczy ze zdumienia. I uwierzyli, że rzeczy niemożliwe stają się możliwe.
W czasie homilii beatyfikacyjnej Benedykt XVI mówił: „Papież … otworzył dla Chrystusa społeczeństwo, kulturę, systemy polityczne i ekonomiczne, odwracając z siłą olbrzyma – siłą, którą czerpał z Boga – tendencję, która wydawała się być nieodwracalna”.
Także tęcza wcale nie musi pozostać symbolem niemoralnych pomysłów na życie. Można jej przywrócić jej oryginalne znaczenie.