„Dokument podsumowujący pierwszy tydzień obrad synodu jest nie do przyjęcia dla wielu biskupów” – powiedział przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp poznański Stanisław Gądecki. Arcybiskup zwrócił uwagę, że relacja ta „praktycznie wypowiada się o wyjątkach, natomiast potrzeba też przedstawienia prawdy.”

Rzeczywiście, tekst, o którym mowa może budzić dyskusje. Nie jest to rzecz nowa w Kościele. Aby nie sięgać zbyt daleko w przeszłość możemy przypomnieć, co działo się w latach sześćdziesiątych, gdy pojawiła się pigułka antykoncepcyjna. Wówczas do opinii publicznej docierały głosy kościelnych ekspertów, którzy wypowiadali się absolutnie za tym rozwiązaniem i wydawało się, że Kościół jest już o krok od zaakceptowania sztucznej regulacji poczęć w imię miłosierdzia wobec małżonków, którzy przecież nie mogą ciągle płodzić dzieci. Opublikowana przez Pawła VI encyklika „Humanae vitae” stała się dla rzeczników tej wizji kamieniem obrazy i dała początek szalonej krytyce papieża. Człowiekiem, który wówczas wsparł Pawła VI nie tylko modlitwą i słowem, ale też konkretnym materiałem teologiczno-pastoralnym był kardynał Karol Wojtyła. Dziesięć lat po opublikowaniu encykliki Paweł VI odszedł do domu Ojca, a jego następcą został arcybiskup krakowski. Wojtyła przywiózł ze sobą na konklawe materiały, które później staną się podstawą dla wieloletniego cyklu nauczania o małżeństwie i rodzinie. Punktem wyjścia do jego analizy były słowa, które znajdujemy na kartach ewangelii wg św. Mateusza (a także Marka w nieco innej formie):

Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?»  On odpowiedział: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę?  I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem.  A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela». Odparli Mu: «Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?» Odpowiedział im: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było. 

 

Chrystus odwołuje się do początku

 

Niemal dokładnie 35 lat temu, 5 września 1979 roku św. Jan Paweł II rozpoczął katechezy, które ukazały się później pod tytułem  „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”.  W pierwszej z nich wziął się za bary z trudnym tematem nierozerwalności małżeństwa cytując powyższy fragment i dogłębnie go analizując. Papież zwraca uwagę na genialną odpowiedź Jezusa, który zostaje postawiony przez faryzeuszy w niekomfortowej sytuacji: jeśli powie, że rozwodów nie powinno być, to sprzeciwi się Mojżeszowi, największemu prawodawcy Izraela.  Tymczasem Jezus autorytatywnie wyjaśnia, że  przyczyną, dla której wprowadzono „list rozwodowy” była zatwardziałość serc waszych i  wskazuje, że od początku tak nie było. Tę myśl rozwija Ojciec Święty dowodząc, że w zamyśle Stwórcy związek mężczyzny i kobiety jest nierozerwalny. Tytuł pierwszego rozdziału katechez brzmi „Chrystus odwołuje się do początku” i stanowi wnikliwą analizę powołania kobiety i mężczyzny opartą na dwóch pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju, czyli właśnie tego początku, innymi słowy – źródła.

Katechezy te – a szczególnie pierwsza ich część – stanowiły swoiste przygotowanie do zwołanego przez Jana Pawła II Synodu Biskupów na temat rodziny, który rozpoczął się rok później. Synod zainaugurowano w Kaplicy Sykstyńskiej, w scenerii fresków Michała Anioła, które będąc świadkami wyboru papieży przedstawiają Stworzenie i Sąd Ostateczny.

 

Ja Jerzy biorę sobie ciebie Danutę za żonę…

 

Karol Wojtyła przywiózł do Rzymu nie tylko notatki, ale i ogromne doświadczenie kontaktu z małżeństwami i rodzinami.

Między innymi, w 1957 roku pobłogosławił on związek małżeński Jerzego Ciesielskiego i Danuty Plebańczyk. Dwa tygodnie przed ślubem poprowadził dla nich specyficzne przygotowanie „w drodze”. Poszli razem na wycieczkę z Ptaszkowej do Krynicy. W czasie pierwszej konferencji mówił im o Trójcy Świętej i o tajemnicy życia wewnętrznego Pana Boga. Potem – o bogactwie i niebezpieczeństwach miłości małżeńskiej i rodzicielskiej i o świętości w małżeństwie.

Dlaczego najpierw mówił o życiu wewnętrznym Boga? Po co potrzebny był taki temat pracownikowi Politechniki i absolwentce Akademii Wychowania Fizycznego? Wojtyła już wtedy był przekonany, że wyjaśnienie wielkiej tajemnicy, jaką jest miłość między mężczyzną a kobietą można znaleźć dopiero, gdy spojrzy się w największą tajemnicę wiary chrześcijańskiej: jedności trzech Osób Boskich. To nie przypadek, że w Księdze Rodzaju znalazły się  słowa: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył, stworzył mężczyznę i niewiastę”. Bóg powołał człowieka do istnienia jako mężczyznę i kobietę. Bóg – jedyny, ale nie samotny – jeden w trzech osobach, nie chciał, aby jego stworzenie było samotne. Stwarzając go na swój obraz dał mu boską zdolność kochania i dawania życia. Nie było również przypadkiem, że św. Paweł w Liście do Efezjan porównywał relację męża do żony z relacją Chrystusa do Kościoła i pisał, że małżeństwo to wielka tajemnica.

Doświadczenia duszpasterskie Wojtyły potwierdzały te przeczucia. Czyż miłość małżonków nie jest obrazem miłości Osób Boskich? Czyż zespolenie dwojga ludzi nie przynosi owocu – dziecka, które jest odrębnym bytem, a jednocześnie świadectwem jedności rodziców? Czyż ich wzajemna miłość nie jest potem najcenniejszym podarunkiem dla dziecka, które dzięki temu może prawidłowo się rozwijać?

Z czasem poszukiwania zaczęły sięgać jeszcze głębiej. Naturalną konsekwencją przyjęcia nauki o zmartwychwstaniu ciała powinno być dla chrześcijanina uznanie wielkiej wartości ciała ludzkiego. To przez nie wyraża się duch człowieka, także przez nie wyraża się piękno miłości między dwojgiem ludzi. A zatem seksualność nie jest tylko jakimś dodatkiem do kondycji ludzkiej, ale wielką tajemnicą, czymś, co stanowi o jej istocie.

To nie były tylko teoretyczne dywagacje. Wystarczyło przypomnieć sobie tamtą wycieczkę z narzeczonymi, ich ślub i pierwszą „konsekwencję” tego związku. W tym samym roku, w którym Wojtyła został papieżem mijało dwadzieścia lat od chrztu, którego udzielał najstarszej córce Ciesielskich, Marysi. Była ona żywym świadectwem jedności tych dwojga  i także w jakiś sposób przedłużeniem obecności Jerzego, który zginął tragicznie z młodszymi dziećmi podczas katastrofy promu na Nilu. Obecnie toczy się jego proces beatyfikacyjny jako ojca rodziny.

 

Jeden rok trzech papieży

 

Rok 1978 przez niektórych publicystów był nazwany rokiem trzech papieży. Rozpoczął się, gdy na Stolicy Świętego Piotra zasiadał Paweł VI, później był krótki pontyfikat Jana Pawła I, po którym wybrano Jana Pawła II.

Rok 2014 też może być nazwany rokiem trzech papieży … w niebie. Uprawnia do tego kanonizacja Jana XXIII i Jana Pawła II 27 kwietnia i beatyfikacja Pawła VI 19 października. Te kościelne akty nabierają szczególnej wymowy w kontekście synodu o rodzinie.  Zarówno Paweł VI jak i jego następca prezentowali niezwykle jasną wizję tego, czym jest małżeństwo, czym zasłużyli sobie (szczególnie ten pierwszy) na bardzo ostrą krytykę. Choć dziś, szczególnie w Polsce niewiele pamiętamy z cichego męczeństwa Pawła VI, to przecież faktem jest, że niektórzy zachodnioeuropejscy biskupi  publicznie wypowiadali mu posłuszeństwo i relatywizowali wartość jego nauczania.  Na szczęście po raz kolejny okazało się, że Kościołem rządzi Duch Święty i na Stolicy Piotrowej zasiadł człowiek, który był doskonale przygotowany do podjęcia tego tematu. Ojciec Święty Franciszek w czasie kanonizacji Jana Pawła II nazwał go nie bez przyczyny „papieżem rodzin”. Warto sięgnąć do jego dorobku i w tym świetle oceniać kolejne pomysły duszpasterskie, nad którym pochylał się w tym roku i dalej pochylać się będzie w roku przyszłym synod biskupów.

 

Paweł Zuchniewicz

Artykuł dla tygodnika "Niedziela", październik nr 44/2014