Może jutro? Może za tydzień? W przyszłym miesiącu? Rebeka odwlekała to spotkanie jak wizyte u dentysty, który miał wykonać jakiś bardzo bolesny zabieg. Nie miała jednak iść do dentysty, tylko do księdza, którego znała od dawna i u którego się spowiadała.
Rebeka od wielu lat brała udział w spotkaniach wspólnoty modlitewnej w Sao Paulo, w Brazylii i uważała się za osobę, która na serio chce żyć swoją wiarą. W pewnym momencie zaczęła jednak napotykać na trudności. W roku śmierci Papieża, kiedy tyle osób dalekich od wiary zaczęło do niej powracać, Rebeka poczuła, że wpadła w pułapkę czynów, o których wolałaby dziś zapomnieć. „Chodziło o czystość” – wspomina. Wyznaje tylko, że albo strach, albo wstyd oddaliły ją od jej kierownika duchowego i od wspólnoty. Nie chciała wyznać spowiednikowi prawdy. Żyła podwójnym życiem, a ciężar w jej sercu stawał się coraz trudniejszy do zniesienia.
Czas mijał. Wyrzuty sumienia nie ustawały. Rebeka miotała się między strachem a pragnieniem rozpoczęcia wszystkiego na nowo. Co robić? Jak wyjść z tej matni? Czuła się samotna i nieszczęśliwa. Nie miała siły pójść do konfesjonału, z drugiej strony czuła, że to dla niej jedyny ratunek. Wtedy przyszło jej do głowy, że powinna się o to modlić.
Modlitwa o spowiedź
Pewnego dnia sięgnęła po mały obrazek, który ofiarowała jej przyjaciółka. Na jednej jego stronie znajdowała się fotografia Papieża Jana Pawła II, na drugiej tekst modlitwy o łaskę za jego pośrednictwem.
- Udziel mi odwagi do spowiedzi, abym ocaliła moją duszę – prosiła Rebeka. Wiele razy dziennie sięgała po karteczkę.
Zapamiętała dobrze sobotę, drugiego września 2006 roku, kiedy poczuła w sobie odwagę, aby pójść do spowiednika. Nazywa to „niewytłumaczalną siłą”, a samą spowiedź „całkowitym odkryciem duszy”. Jest przekonana, że stało się tak dzięki Janowi Pawłowi II. Przez cały dzień miała poczucie, że jest on tuż obok niej, że zachęca ją, aby poszła i szczerze porozmawiała z kierownikiem duchowym, że właśnie tego dnia ma szansę, której nie wolno jej stracić. Jednocześnie z tymi myślami przychodziła cała masa wątpliwości i uzasadnień, dla których nie powinna pójść do spowiedzi. Nie uległa im. Czuła, że nie jest sama. Po spowiedzi poczuła wielki wewnętrzny spokój. Od tego dnia nie przestaje dziękować Papieżowi, którego nazywa ojcem i którego – jak mówi – ma nadzieję spotkać w domu Ojca.
Pojednanie z Bogiem
Mieszkająca w Niemczech Christine mogłaby szczycić się tym, że została ochrzczona w roku wyboru Jana Pawła II i że została wychowana w rodzinie katolickiej. „Mogłaby”, ale w rzeczywistości przez wiele lat nie przyszło jej do głowy, że te fakty mają jakiekolwiek znaczenie w jej życiu. „Moi rodzice nie mogli dać mi poznać Jezusa ponieważ sami go nie znali” – wyznaje. Christine dopiero dzięki Papieżowi odkryła, że Jezus to żywa Osoba. Pierwszy raz poczuła to w 1996 roku, potem przyszło bezpośrednie przygotowanie do Roku Jubileuszowego. Rok 1997 ogłoszony przez Papieża rokiem Jezusa Chrystusa przyniósł jej pragnienie poznania Jezusa. W roku 1998 (Rok Ducha Świętego) rozważała encyklikę Dominum et vivificantem (Pan i Ożywiciel). Natknęła się tam na słowa o sumieniu, które jest „najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa (…) nakazem: czyń to, tamtego unikaj”.
Już przeszło dwadzieścia lat minęło od jej chrztu. Dla Christine były to lata trudne. „Moje ciało zostało dotknięte kulturą śmierci” – mówi, nie wchodząc w szczegóły. Jej ból sięgał głęboko, aż do okresu dzieciństwa i wczesnej młodości. Długo nie potrafiła dać sobie z tym rady. Czuła się smutna i niezdolna do pokochania kogokolwiek, także siebie samej. Teraz zaczynała rozumieć najgłębsze korzenie swojego stanu ducha. I poczuła też, że może mieć nadzieję. „Ciężka walka przeciw mocom ciemności – twierdził Jan Paweł II - walka ta, zaczęta ongiś u początku świata, trwać będzie do ostatniego dnia, według słów Pana” — uczy Sobór. Jednakże „sam Pan przyszedł, aby człowieka uwolnić i umocnić”.
- Kiedy papież w czasie Roku Jubileuszowego zadał młodzieży pytanie: „Kogo szukacie?” i gdy młodzi odpowiedzieli: „Jezusa Chrystusa”, zrozumiałam, że Jezus nie jest Ideą lecz Osobą i żyje wśród nas” – wspomina Christine.
Pojednanie z własnym ciałem
Regularnie chodziła na spotkania modlitewne w swoim mieście. Prowadząca je zakonnica opowiadała im o papieskim nauczaniu na temat miłości małżeńskiej. Obraz kreślony przez Jana Pawła II tak bardzo różnił się od tego, który zapamiętała ze swojej rodziny. Papież mówił, że sensem małżeństwa jest bezinteresowny dar z samego siebie, na którym opiera się wierność i nierozerwalność związku między mężczyzną a kobietą. Słowo „oddanie”, którym Jan Paweł II określał małżeńskie zbliżenie nie kojarzyło się jej już z czymś brudnym i odpychającym. „Oddać siebie” to znaczy podarować siebie drugiej osobie – oddać się w całości – z ciałem i duszą. Dar jest bezzwrotny, a zatem związek małżeński ma trwać przez całe życie i opierać się na nieustannym odnawianiu i potwierdzaniu tamtej pierwszej decyzji o wzajemnym oddaniu się sobie. Zrozumiała też głęboki sens czystości, która w narzeczeństwie polega na zachowaniu swojego ciała nietkniętego, aby móc je ofiarować wybranej na całe życie ukochanej osobie, a w małżeństwie na wzajemnym szacunku i wierności. „Dzięki wieloletniemu udziałowi w tych wykładach – wspomina Christine – moja dusza i moje ciało dotknięte kulturą śmierci mogły się otworzyć”. Dziewczyna uważa, że dzięki Janowi Pawłowi II pojednała się ze swoim ciałem i zaczęła je akceptować. Idąc za papieska myślą o czystości oczyszczała swój własny stosunek do innych ludzi, uporządkowała też swoje własne życie. Odkryła radość z pracy i z większej aktywności we wspólnocie.
Miłość to wybór
Papieskie nauczanie o miłości między kobietą a mężczyzną nie rodziło się w próżni. Karol Wojtyła zabrał ze sobą na Stolicę Piotrową dorobek naukowy i
duszpasterski wielu lat spędzonych w Polsce. Setki razy spotykał się i rozmawiał z młodymi ludźmi na progu ich drogi życiowej i w jej dalszych etapach, także wtedy, gdy z drogi szczęścia stawała się drogą krzyżową.
Kiedyś do Karola Wojtyly przyszła po radę pewna kobieta, której mąż nie wytrzymał napięcia po śmierci jednego z ich dzieci i zostawił ją z drugim synem. Ów człowiek przekonywał ją, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest rozwód, chciał też wymusić na niej akceptację swojego postępowania. Ona była skłonna ulec tej argumentacji. Wtedy poszła do Wojtyły. Kardynał poprosił ją, aby nie usprawiedliwiała męża i aby pozostała wierna sakramentowi małżeństwa nawet, jeśli druga strona złamała przysięgę. Kobieta dała się przekonać. Wytrwała, choć nieraz przychodziło jej do głowy, aby urządzić sobie życie na nowo. O wartości swojej decyzji przekonała się wiele lat potem, gdy jej syn założył swoją rodzinę i podziękował jej za naukę wierności.
Między początkiem a kresem
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz,
na obraz Boży go stworzył,
mężczyzną i niewiastą stworzył ich.
Chociaż oboje byli nadzy,
nie doznawali wobec siebie wstydu”!
W „Tryptyku Rzymskim”, swoim ostatnim utworze poetyckim, Jan Paweł II pisze o człowieku, który został stworzony z miłości i dla miłości, jako „obraz Boga” Papież pisze też o Bogu:
Niewypowiedziany. Samoistne Istnienie. Jedyny. Stwórca wszystkiego.
Zarazem Komunia Osób.
W tej Komunii wzajemne obdarowywanie pełnią prawdy,
dobra i piękna.
A człowiek, obraz Boży, mężczyzna i kobieta?
Został im przez Boga zadany dar.
Wzięli w siebie - na ludzką miarę – to wzajemne obdarowanie,
które jest w Nim.
Oboje nadzy…
Nie odczuwali wstydu, jak długo trwał dar –
Wstyd przyjdzie wraz z grzechem,
a teraz trwa uniesienie. Żyją świadomi daru,
choć może nawet nie umieją tego nazwać.
Ale tym żyją. Są czyści.
(…)
Prasakrament – samo bycie widzialnym znakiem
odwiecznej Miłości.
Tę tajemnicę początku Papież zestawia z tajemnicą kresu – sądu nad każdym człowiekiem, także nad Autorem Tryptyku Rzymskiego. Widzi on dwa konklawe z roku 1978 i następne – po jego śmierci. Ich niemym świadkiem jest Kaplica Sykstyńska z freskami Stworzenia i Sądu Ostatecznego
… pomiędzy Początkiem i Kresem,
pomiędzy dniem Stworzenia i Dniem Sądu…
Postanowiono człowiekowi raz umrzeć, a potem Sąd!
Ostateczna przejrzystość i światło.
Słowami „Santo subito” rzesze ludzi wyrażają przekonanie o tym, że Jan Paweł II rzeczywiście ujrzał tę światłość. Aby uzyskać pewność, iż rzeczywiście tak jest badana jest heroiczność praktykowania przez papieża cnót wiary, nadziei oraz miłości. Jest wiele dowodów na to, że Papież kochał Boga i ludzi. Jednak chyba największe jej świadectwo dał w ostatnich latach swojego życia pozostając wiernym aż do końca wyborowi, który niegdyś przyjął w Kaplicy Sykstyńskiej.