„Święci mają różne dary nazywane charyzmatami – mówi Theillier. – Po grecku charisma to łaska, czyli dar Ducha Świętego dla budowania wspólnoty wierzących. Są osoby, którym udzielony jest charyzmat uzdrawiania. Nie jest to metoda czy technika, ale dar. Osobiście nie wydaje mi się, by Jan Paweł II miał charyzmat uzdrawiania. Natomiast niewątpliwie miał dar modlitwy, wstawiania się, pośrednictwa.”

Swoją modlitwą Papież z Polski wyprosił niejedną łaskę. Nie tylko osobom mającym z nim bezpośredni kontakt, ale też wielu ludziom, którzy zwracali się do niego o pomoc listownie. W swoim klęczniku Papież znajdował nowe imiona potrzebujących pomocy. Listy przychodziły z całego świata.

Jedna z nich nadszedł z Polski. Matka i babcia chorego na złośliwego guza mózgu. trzyletniego Piotrusia napisały do Papieża z prośbą o modlitwę za dziecko, któremu lekarze nie dawali szans na przeżycie. Po jakimś czasie z Watykanu przyszedł list z informacją, że Ojciec Święty modli się za chłopca. Wkrótce potem chłopczyk poczuł się lepiej, a badania tomograficzne wykazały, że guz zniknął. „Dwa lata później, w 1999 roku – mówi ksiądz Henryk Zieliński z tygodnika „Idziemy” – Piotr był jednym z dzieci, które wręczały kwiaty Ojcu Świętemu w czasie jego wizyty w katedrze warszawsko–praskiej”.

„Kiedyś otrzymaliśmy list od Amerykanki, której siedemnastoletni syn był w śpiączce po wypadku, jaki miał w czasie nurkowania – wspominał Vincent Tran Ngoc Thu, nieżyjący już (zmarł w 2002 roku) sekretarz Jana Pawła II w latach 1988-1996. – Papież pamięta też w modlitwie o lokalnych kościołach, o biskupach, o żyjących i zmarłych. Modli się intensywnie, zatrzymuje się przy każdej intencji, oczy ma zamknięte, pogrążony jest w kontemplacji”.
Jan Paweł II modlił się o ustalonych porach, ale były też sytuacje, kiedy – zupełnie nieoczekiwanie – wyłączał się, tak jakby nagle został wezwany przez tajemniczą siłę. Kiedyś spóźnił się na oficjalną audiencję, rozpoczynającą się o godzinie jedenastej rano. Zawsze między jedenastą a trzynastą Jan Paweł II przyjmował ważne osobistości z całego świata, a tymczasem tego dnia gdzieś zniknął.

„Znaleźliśmy go w holu, wpatrywał się intensywnie w obraz Madonny na ścianie – wspominał Vincent Tran Ngoc Thu – Wyglądał jak małe dziecko patrzące na swoją matkę. Innym razem, w nadzwyczaj mroźny grudniowy wieczór zadzwoniła pewna bardzo ważna osobistość, ale nie mogliśmy znaleźć Ojca Świętego. Zupełnie zdesperowany wyszedłem na zewnętrzny taras. Tam był! Klęczał przed małym ołtarzykiem z wizerunkiem Madonny z Fatimy. Jej głowa okryta była ciemną chustą.

– Wasza Świątobliwość – powiedziałem – jest bardzo pilny telefon do Ojca Świętego. Papież dalej się modlił, w zimnie i w deszczu”.

Okazją do modlitwy były także tak liczne spotkania z ludźmi – zarówno współpracownikami jak i najróżniejszymi pielgrzymami. „Ja za wszystkich po prostu modlę się dzień w dzień – napisał Ojciec Święty w swojej autobiograficznej książce Wstańcie, chodźmy!. – Gdy spotykam człowieka, to już się za niego modlę i to mi pomaga w kontakcie z nim”.

„Nie spotkałem w życiu człowieka, który by się tak dyskretnie, tak często i tak głęboko modlił – mówi biskup Tadeusz Pieronek, dawny współpracownik kardynała Wojtyły, a ostatnio przewodniczący trybunału, który w Krakowie zbierał materiały do procesu beatyfikacyjnego. – Tego właściwie nie było widać. Choć były i takie momenty, że ta modlitwa była widoczna. Na przykład na Wawelu, w czasie ostatniej pielgrzymki, modlił się w ciszy na brewiarzu przez ponad pół godziny. Wtedy świat zobaczył, że on najwięcej ceni sobie Boga. Przecież na zewnątrz czekały tłumy ludzi, które mu wiwatowały. To nie było lekceważenie tych ludzi, to było pokazanie priorytetu w życiu człowieka. Tym priorytetem był zawsze Bóg. Papież mógł sobie pozwolić na te pół godziny modlitwy na Wawelu, a potem pół godziny na Kalwarii. W ten sposób mógł też pokazać, o co właściwie chodzi w jego misji”.

Wiara w siłę modlitwy Jana Pawła II wzrosła jeszcze bardziej po jego śmierci i rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego. W związku z niezwykłym zainteresowaniem osobą nowego kandydata na ołtarze Biuro Postulacji sprawy beatyfikacyjnej opublikowało ok. 4 milionów obrazków, na których w różnych językach znajduje się prośba o wstawiennictwo Sługi Bożego. Przy jego grobie w podziemiach Bazyliki Watykańskiej zatrzymują się ludzie, z których wielu prosi o pomoc. Jedną z nich była mieszkanka Rzymu – Ida, która opiekowała się rodzicami w podeszłym wieku. Matka miała 84 lata, ojciec – 93. Oboje chorzy – matka przykuta była do łóżka, ojciec do wózka inwalidzkiego. Idzie nie było łatwo – sama cierpiała na bardzo silne bóle biodra. Lekarze doradzali jej założenie protezy, lecz ona nie chciała zdecydować się na operację, ponieważ codziennie musiała być przy rodzicach. Połykała środki przeciwbólowe, zaciskała zęby i szła do nich. Rodzice mieszkali niedaleko Placu św. Piotra i pewnego dnia Ida wstąpiła do Bazyliki, aby pomodlić się przy grobie Papieża. Wspomina: „Dowlokłam się z ogromnym trudem do grobu i powiedziałam mu: Proszę, pomóż mi; muszę dalej opiekować się moimi rodzicami, oni mnie potrzebują. Prosiłam tylko o to, nie prosiłam o uzdrowienie, a tylko, żeby pomógł mi pomagać moim rodzicom. W swojej wielkości jednak uczynił on wiele więcej: zostałam wyleczona, nie cierpię na żadne dolegliwości, nie potrzebuję operacji”.