Watykan, 25 czerwca 1981 roku

– Ojcze Święty, wiemy już co jest przyczyną tych skoków temperatury – powiedział mikrobiolog, profesor Antonio Sanna – do organizmu Waszej Świątobliwości dostał się niebezpieczny wirus.

 Zaledwie siedemnaście dni przebywał „na wolności”. Już tydzień po powrocie z Gemelli zaczęły się niepokojące objawy - był coraz słabszy, ulatywały z niego siły. 20 czerwca znowu przewieziono go do polikliniki. Wykrycie przyczyny niepokojących objawów potrwało kilka dni.

 – Ojciec Święty będzie musiał pozostać w szpitalu – dodał profesor Crucitti.

– Jak długo?

– Do całkowitego wyzdrowienia.

– To znaczy?

– Około sześciu tygodni. Wiele zależy od odporności Ojca Świętego. Medycyna nie zna skutecznego leku na tę chorobę. Natomiast możemy pracować nad polepszeniem odporności organizmu, który wciąż jest bardzo słaby.

Tyle mógł powiedzieć. Wiedział niestety znacznie więcej. Między innymi i to, że ten ukryty terrorysta był niebezpieczniejszy dla życia papieża niż kule Ali Agcy.

– Ojciec Święty ma dość rzadką grupę krwi – ciągnął Sanna. –   W czasie operacji po zamachu potrzebowaliśmy jej bardzo dużo. Było kilku dawców, jeden z nich był najprawdopodobniej nosicielem wirusa.

- To znaczy, że sam nie był chory, ale miał w sobie zarazek?

- Tak, Ojcze Święty.

- Jak go odkryliście?

- W czasie transfuzji mogą być przekazywane trzy wirusy: żółtaczki zakaźnej, mononukleozy zakaźnej i cytomegalowirus.  Zrobiliśmy analizy, wyniki dwóch pierwszych były negatywne, pozostała trzecia możliwość. Udało mi się go wyodrębnić.

- To znaczy, że można go zobaczyć?

- Tak, mam nawet fotografie.

- Mogę im się przyjrzeć?

Sannę trochę zdziwiło zaciekawienie papieża. W końcu był laikiem i te zdjęcia niewiele mu powiedzą. Przyniósł jednak przezrocza.

- Proszę spojrzeć, Ojcze Święty, założyliśmy hodowlę w komórkach podłużnych, fibroblastach, wirus rozszerzył je. Nazywamy to zjawisko cytomegalią. Ognisko nazywamy „cytopatycznym”.

Jan Paweł II słuchał uważnie i przyglądał się. A więc teraz tak wyglądał jego wróg.