5 października 1953, Warszawa, Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego

Przeciągły dzwonek telefonu oderwał go od lektury najnowszych donosów.

– Towarzyszu pułkowniku, towarzysz minister prosi do siebie – usłyszał w słuchawce.

Dreszcz przeszedł mu po plecach, ale był zbyt doświadczony, by dać po sobie znać, że jest zaskoczony tym wezwaniem. Pora była późna, dlaczego Radkiewicz tak nagle go wzywa?

Od kilku miesięcy pułkownik Józef Światło czuł się coraz mniej pewnie. Jego silna dotąd pozycja czyniła go teraz bardziej wystawionym na niebezpieczeństwo niż wielu innych wysokich rangą urzędników MBP.  Był wicedyrektorem departamentu X MBP, ale jego stanowisko nie odzwierciedlało jego wpływów. Światło wiedział wszystko o wszystkich. W dwóch żelaznych szafach w jego gabinecie znajdowały się teczki zawierające kompromitujące dowody i zeznania – jak wspominał po latach – „każdego czołowego działacza partii przeciwko każdemu innemu” – świetne narzędzie szantażu w ręku Bieruta[1], a właściwie towarzyszy w Moskwie.  Światło miał też specjalny telefon i prawo komunikowania się bezpośrednio z Berią[2] w szczególnych wypadkach.

Ale Beria od czerwca siedział i Światło słusznie przeczuwał, że dni potężnego niegdyś szefa NKWD są policzone. Po śmierci Stalina w Moskwie trwała gorączkowa walka o władzę. Biuro Polityczne Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego rozesłało do tak zwanych „bratnich partii” w sąsiednich krajach bloku komunistycznego specjalne memorandum. Mowa w nim była o nadużyciach w sowieckim aparacie bezpieczeństwa. Światło oczywiście przeczytał ten dokument i doskonale zdawał sobie sprawę, że kurs się zmienia i potrzebne będą kozły ofiarne. Nie miał ochoty być jednym z nich. Zmagał się z tymi niewesołymi myślami przemierzając korytarze w drodze do gabinetu ministra.

U Radkiewicza zastał Świetlika, Romkowskiego i Musia. Na stole były rozłożone jakieś plany.

– Towarzyszu pułkowniku, potrzebujemy doświadczenia i wiedzy towarzysza – powiedział Radkiewicz. W jego głosie nie było nic, co budziłoby obawę. Jednak Światło taktycznie nie odezwał się tylko lekko się uśmiechnął. Po co szef ma usłyszeć choćby ślad zdenerwowania w jego głosie.

– Towarzysz generał Muś wrócił właśnie z Mazur – ciągnął Radkiewicz. – Przygotowujemy lokum dla Wyszyńskiego w pobliżu Lidzbarka Warmińskiego. To stary, niezamieszkały obecnie klasztor. Dla celów operacyjnych będziemy go nazywać obiektem 123. Osadzimy tam również zakonnicę i księdza. Możemy na nich liczyć – uśmiechnął się porozumiewawczo – ale warto móc to jeszcze weryfikować z niezależnego źródła. Towarzysz tak świetnie zna się na podsłuchach… Proszę spojrzeć na te plany. To ich kwatery.

Odetchnął z ulgą. A więc nic mu nie grozi. Jeszcze nie teraz…

– Przewidujemy umieszczenie naszych gości na pierwszym piętrze, we wschodnim skrzydle budynku – Muś wskazał na rozłożone na stole rysunki. – To jest korytarz z wejściami kolejno: do Wyszyńskiego, do księdza i do siostry. Tu chcielibyśmy ulokować wartowników, a w tym pokoju dowódcę warty.

–  A tutaj? – Światło wskazał na pomieszczenie znajdujące się na samym końcu korytarza.

– Nie myśleliśmy jeszcze o tym.

– To dobrze, bo proponowałbym umieścić tu technikę. Dyżurujący funkcjonariusze będą słyszeli wszystko, co się dzieje u naszych podopiecznych. Mikrofony zainstalujemy w podłodze i w połowie ścian każdej celi. Czy oni będą mogli poruszać się po obiekcie?

– Tak, w obrębie piętra oraz ogrodu. Będziemy ich obserwować, ale dyskretnie.

– To można jeszcze założyć specjalne urządzenia w drzwiach. Przy ich otwarciu w technice będzie zapalać się lampka. Wtedy możemy obsadzać stanowiska obserwacyjne bez zbytniego rzucania się w oczy osadzonych.

– Towarzyszu pułkowniku, generał Muś jutro jedzie na miejsce, chciałbym, abyście pojechali razem z nim, żeby osobiście nadzorować instalację podsłuchów – powiedział Świetlik. – Obecnie trwają tam prace remontowe, chcemy zakończyć je jak najszybciej. Wasza obecność może w tym wydatnie pomóc.

– Jestem do dyspozycji.

– Doskonale. 

 



[1] Bolesław Bierut (1896-1956) – działacz komunistyczny, prezydent RP w latach 1947-1952, prezes Rady Ministrów PRL w latach 1952-1956, I sekretarz PZPR w latach 1948-1956

[2] Ławrientij Beria (1899-1953) – jeden z najbliższych współpracowników Stalina, szef sowieckiej tajnej policji (NKWD), odpowiedzialny za masowe mordy, w tym za śmierć polskich oficerów w Katyniu.