Nasz Papież

W gorące popołudnie, 30 kwietnia 2000 roku do Domu św. Marty  w Watykanie wchodziło wielu utytułowanych gości. Zostali zaproszeni na uroczysty obiad w okazji kanonizacji siostry Faustyny Kowalskiej. Kilka godzin wcześniej na Placu Świętego Piotra papież Jan Paweł II oficjalnie potwierdził świętość zakonnicy, która w licznych objawieniach otrzymała od Jezusa misję głoszenia orędzia o Bożym Miłosierdziu.

Obiad dobiegał już końca, gdy krakowski arcybiskup, kardynał Franciszek Macharski wstał, aby podziękować papieżowi za kanonizację. Jeszcze nie przebrzmiały oklaski po przemówieniu następcy papieża w Krakowie, gdy zabrał głos Ojciec Święty:

„Dzisiaj odprawiając tę kanonizację przypomniałem sobie lata wojenne. Pięć lat właściwie wychowywałem się do kapłaństwa w zasięgu Łagiewnik. A było to tak, że pracowałem w Solvayu, to znaczy w Borku Fałęckim, i codziennie przechodziłem do pracy przez Łagiewniki. Wiele razy wstępowałem do tego kościółka-kaplicy, który dziś staje się wielkim światowym sanktuarium.”

Papież przyznał, że w tym czasie bardzo mało jeszcze wiedział o siostrze Faustynie. Z pewnością zaś nawet nie przypuszczał, że to właśnie on zacznie i skończy jej proces kanonizacyjny.

Ale się boi

Koniec lata 1964

Siostra Beata Piekut skręciła w Franciszkańską i stanęła przed Kurią Arcybiskupią. Właściwie nie miała ochoty na to spotkanie, ale nie było wyjścia – kilka dni temu zadzwoniła do niej przełożona z poleceniem nawiązania kontaktu z arcybiskupem Krakowa. Od 1959 roku obowiązywał zakaz Stolicy Apostolskiej w sprawie rozpowszechniania kultu Miłosierdzia Bożego w formach przekazanych przez siostrę Faustynę. Zakonnica zmarła w krakowskim klasztorze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia na rok przed wojną. Jej „Dzienniczek”, w którym opisywała objawienia Jezusa Miłosiernego był bardzo popularny w czasie okupacji. Przepisywano go w dziesiątkach egzemplarzy. Tłumaczono też na inne języki. Nie uniknięto przy tym błędów. Niepoprawne wersje „Dzienniczka” trafiły do Watykanu, który na tej podstawie wydał tzw. interdykt. Teraz, gdy w Rzymie trwał Sobór Watykański II siostry postanowiły skorzystać z możliwości i zorientować się, jakie byłyby możliwości zniesienia zakazu i rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego siostry Faustyny.

Siostra Beata z napięciem czekała na spotkanie z arcybiskupem. Nie wiedziała wiele o całej sprawie, a już zupełnie nie miała doświadczenia w tego rodzaju rozmowach. Czuła się trochę jak przed wizytą u dentysty – gdyby ktoś przyszedł i powiedział jej, że wizyta nie może się odbyć byłaby w siódmym niebie.   Po kilkunastu minutach jednak została poproszona do pokoju arcybiskupa

– Pochwalony Jezus Chrystus – przywitała się

–Na wieki wieków amen, z czym siostra przychodzi – zapytał Wojtyła

– Jestem tu z polecenia matki przełożonej. Chodzi o beatyfikację  siostry Faustyny....

– A tak, z Łagiewnik.....

–  Tak właśnie. Ksiądz Arcybiskup jeździ teraz regularnie do Rzymu i chciałyśmy prosić o zbadanie sprawy siostry.

– Chętnie się tym zajmę, ale muszę znać więcej szczegółów

– Ja.......nie bardzo je znam Ekscelencjo – siostra była naprawdę zakłopotana

– Czego nie wiemy, zawsze możemy się nauczyć – uśmiech Wojtyły dodał siostrze otuchy – Proszę przygotować krótki życiorys naszej kandydatki na ołtarze i to, co siostrom udało się do tej pory zrobić. I proszę przyjść jak najszybciej, bo niedługo wyjeżdżam.

Wkrótce siostra ponownie pojawiła się u arcybiskupa. Minę miała niewyraźną, bo sama musiała opracować wszystkie papiery nie znając zupełnie ani sprawy, ani wymogów postępowania procesowego. Wojtyła pochylił się nad papierami:

– Z tym pojadę do Rzymu – powiedział.

–Ekscelencjo, tu nie ma podpisu Matki Generalnej. Nie było jej w domu. Może wezmę to pismo i przyjadę z podpisem.

– Jak się boi, jak się boi – uśmiech nie znikał z twarzy  arcybiskupa – Nie oddam siostrze pisma, bo jutro jadę do Rzymu. Niech siostra będzie spokojna. I z siostry pismem załatwię wszystko, co będę mógł.

 

Bierzemy się do roboty!

Trzy miesiące później Wojtyła wrócił do Krakowa

–Mam dla was radosną wiadomość – oświadczył siostrom – nie tylko mi pozwolono rozpocząć proces informacyjny siostry Faustyny, ale nakazano mi go rozpocząć. Musimy szybko brać się do roboty!

Następnego dnia siostra Beata znowu złożyła wizytę na Franciszkańskiej.

–Bezpośredni nadzór nad sprawą beatyfikacyjną zleciłem księdzu biskupowi Groblickiemu – powiedział arcybiskup Wojtyła – ja niestety nie będę miał czasu prowadzić wszystkiego osobiście, ale proszę mnie informować o postępie pracy. Siostra dalej będzie prowadzić tę sprawę? – zapytał na koniec.

–Chyba nie, ja też nie mam czasu, jestem ekonomką generalną – odpowiedziała siostra Beata

– A co zdaniem siostry jest ważniejsze? Do tej sprawy musi być jedna siostra, albo nawet i dwie, bo pracy będzie dużo, bardzo dużo.

Kilka miesięcy później siostra Beata otrzymała oficjalną nominację i  rozpoczęły się przygotowania do rozpoczęcia procesu. Samemu arcybiskupowi bardzo zależało na czasie. Gdy 21 sierpnia 1965 roku spowiednik siostry Faustyny, ksiądz Michał Sopocko zapytał go o proces, arcybiskup odpowiedział: „Ta sprawa jest pierwsza u mnie, może rozpoczniemy jeszcze w tym roku”.

I tak też się stało. Karol Wojtyła sam chciał uczestniczyć w uroczystości, ale nie było to możliwe – musiał być na ostatniej sesji soboru.

– Ja mógłbym rozpocząć w grudniu, a może nawet w styczniu – powiedział siostrze Beacie –Czy to dobrze będzie tak odkładać? A jak coś wejdzie w drogę? Lepiej rozpocznijmy od razu! Dam mandatum księdzu biskupowi Groblickiemu i jak będziecie uważali, tak róbcie – czekajcie lub rozpoczynajcie.
Rozpoczęli, gdy arcybiskup był w Rzymie.

Z Krakowa do Rzymu – Faustyna przeciera szlak

20 listopada 1967

Tego dnia w kaplicy Domu Arcybiskupów Krakowskich było wyjątkowo dużo ludzi. „Obecność obowiązkowa” – napisał siostra Beata na zaproszeniach wysłanych do osób, które miały przyjść na zakończenie procesu diecezjalnego siostry Faustyny. W ciągu dwóch lat udało się zgromadzić wszystkie potrzebne akta i dziś arcybiskup Wojtyła, którego kilka miesięcy wcześniej Paweł VI mianował kardynałem miał zakończyć proces. Teraz wszystkie dokumenty mogły być przesłane do Rzymu.

Siostra Beata z pewnym niepokojem zerkała na zegarek. Byli już wszyscy – oprócz notariusza. Czas mijał a on się nie pojawiał.

–Siostro, proszę zadzwonić do przełożonych księdza notariusza i poprosić, żeby przyjechał – powiedział kardynał siostrze Beacie.

–Już dzwonię Eminencjo – odpowiedziała siostra dziwiąc się w duchu skąd ten człowiek ma tyle cierpliwości i dobrego humoru.

–Może byśmy zakończyli bez notariusza – zasugerował jeden z gości.

–Nie, nie, wszystko musi być zgodnie z prawem, a w świetle przepisów jego obecność jest nieodzowna – odpowiedział kardynał.

Upłynęło sporo czasu zanim notariusz pojawił się na Franciszkańskiej.  Arcybiskup nie zganił go ani słowem i przystąpił do zakończenia sprawy. Nic już nie stało na przeszkodzie i akta sprawy mogły pojechać do Rzymu. Nie oznaczało to jednak końca pracy w Krakowie. Po pewnym czasie z Watykanu nadeszła prośba o dosłanie opinii Teologa na temat pism Faustyny. Siostra Beata ponownie pojawiła się na Franciszkańskiej

–Proszę się skontaktować z księdzem Różyckim i poprosić go, żeby przyspieszył swoją pracę – powiedział Wojtyła. Ksiądz profesor Ignacy Różyczki był znakomitym profesorem teologi i wieloletnim współlokatorem księdza Karola w domu przy ul. Kanoniczej.

–Eminencjo, może będzie lepiej jak sam Ksiądz Kardynał go poprosi – siostra wiedziała, że księża nie są zbyt skłonni słuchać się skromnych zakonnic.

–Nie, nie, siostra to zrobi. Ja jestem jego uczniem, on mnie potraktuje jak żaka – odpowiedział Wojtyła.

Ale nie zawsze był tak potulny wobec swojego profesora.

–Eminencjo, mam kłopot – zwierzała się kardynałowi Wojtyle siostra Beata – Ksiądz profesor chce, aby przynieść mu do domu rękopis „Dzienniczka”, – Co mam robić?

–Proszę powiedzieć, że ja siostrze tego zabroniłem. Jeśli Ksiądz Profesor chce coś sprawdzić, to niech się pofatyguje do Łagiewnik i u was, na miejscu sobie sprawdzi. A siostrze stanowczo zabraniam kiedykolwiek wynosić te zapiski, nawet za próg klasztoru. Nie wolno siostrze tego robić.

Zakaz brzmiał surowo, a w ustach łagodnego zazwyczaj kardynał nawet ostro. Ale już za chwilę na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech:

– Będzie siostra jechała tramwajem, tramwaj się wykolei i dzienniczek zginie. I siostra zginie, ale to nic, bo siostra pójdzie do nieba, a dzienniczek nie może zginąć.

Niech siostra się za mnie modli

Kwiecień 1978 roku

Prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, kard. Franjo Seper spojrzał na papier, który położył przed nim jego sekretarz.

–Długo to trwało, ale już wreszcie się udało – pomyślał. Już prawie dwadzieścia lat obowiązywał zakaz rozpowszechniania kultu Miłosierdzi Bożego w formach przekazanych przez siostrę Faustynę. Teraz kardynał miał złożyć swój podpis na odwołaniu zakazu. Seper raz jeszcze przeczytał dokument: „Św. Kongregacja mając na uwadze przedstawione liczne dokumenty oryginalne, nie znane w 1959 r. i uwzględniając opinię licznych Biskupów polskich oświadcza, że zakazy zawarte w ( … ) Notyfikacji nie są już wiążące.”

Kilka miesięcy później świat obiegła wiadomość o śmierci Pawła VI. Jego następcą został Jan Paweł I.

Pod koniec września siostra Beata pojechała do Ołtarzewa pod Warszawą, gdzie księża palotyni organizowali sesję naukową o siostrze Faustynie. Koniec sesji przewidziany był w Łagiewnikach. Tam 5 października – w czterdziestą rocznicę śmierci zakonnicy – Mszę miał odprawić kardynał Karol Wojtyła. „Tymczasem, w drugim dniu sympozjum – wspomina siostra Beata – otrzymaliśmy wiadomość o śmierci papieża Jana Pawła I. Ogarnięta smutkiem po nagłej stracie Ojca Świętego, martwiłam się podwójnie, myśląc o celebrze Mszy św. Ks. Kardynała w dniu 5 października. Pojechałam zatem z Ołtarzewa do Warszawy, by wziąć udział w nabożeństwie żałobnym i jednocześnie porozumieć się z Księdzem Kardynałem. Po Mszy św. przecisnęłam się przez tłumy wiernych do zakrystii.”
Kardynał widząc siostrę, zaraz do niej podszedł:

– Prosiłem ks. Biskupa Smoleńskiego, by mnie zastąpił w nabożeństwie w Łagiewnikach.

– Dziękuję, Eminencjo, to ja już pójdę

– A kiedy siostra wraca do Krakowa?

– Jest jeszcze nocny pociąg.

– Nie, pociągiem siostra nie pojedzie. Mój samochód jest w Warszawie. Zaraz tu będzie kierowca, on zawiezie siostrę

–Ależ Eminencjo, tyle kłopotu.........

–Niech siostra już nic nie mówi. Samochód stoi przy kościele. Proszę tam iść i poczekać na kierowcę – siostra już chciała odejść, ale kardynał jeszcze ją zatrzymał – I jeszcze jedno. Niech siostra się za mnie modli, proszę się dużo modlić.

Z powrotem w Łagiewnikach

7 czerwca 1997

Dwa tysiące osób zebrało się na placu przed klasztorem sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Łagiewnikach. Czekali na papieża. Był już późny wieczór, gdy wśród pielgrzymów rozeszła się wiadomość: „Jan Paweł II już wylądował w Borku Fałęckim i jedzie do nas”.

Przed kaplicą stały wychowanki prowadzonego przez siostry zakładu dla trudnych dziewcząt. Były to dziewczyny z trudnych środowisk, nierzadko przygarnięte tu wprost z ulicy.

Nie wiedziały czy z bliska zobaczą papieża, który większość czasu miał spędzić w kaplicy, przy relikwiach beatyfikowanej w 1993 roku siostry Faustyny. Gdy Ojciec Święty znalazł się już w środku koordynator pielgrzymki,  biskup Jan Chrapek zbliżył się do dziewcząt.

– Która by chciała podejść do papieża – zapytał.

– Wszystkie – odpowiedziały dziewczyny.

Biskup wskazał drogę i zaprowadził je ze sobą.

– Ależ księże biskupie, to wbrew przepisom – funkcjonariuszka Biura Ochrony Rządu była zbulwersowana.

– Proszę się nie martwić, to naprawdę osoby godne zaufania – odrzekł biskup.

Po pewnym czasie dziewczęta powróciły do swojego sektora.

–Dziękuję, księże biskupie – powiedziała jedna z nich – Ja już nigdy nie wyjdę na ulicę. Dotykając tej białej szaty naprawdę wiele zrozumiałam.

„Każdy może tu przyjść, spojrzeć na ten obraz miłosiernego Chrystusa, na Jego Serce promieniujące, i w głębi duszy usłyszeć to, co słyszała Błogosławiona: "Nie lękaj się niczego, Ja jestem zawsze z tobą"– mówił owego wieczoru Ojciec  Święty

– A jeżeli szczerym sercem odpowie: "Jezu, ufam Tobie!", znajdzie ukojenie wszelkich niepokojów i lęków.”

Prawie dwadzieścia lat musiał czekać papież na powrót do miejsca, w którym miał modlić się 5 października 1978 roku.

Po raz kolejny był tu, choć w trochę inny sposób, 30 kwietnia roku 2000. Tego dnia dzięki telemostowi między Watykanem a Krakowem uroczystości kanonizacyjne siostry Faustyny odbywały się równocześnie w obu tych miejscach.

Spełniła się przepowiednia Faustyny z 23 marca 1937 roku:

„Nagle zalała mnie obecność Boża i ujrzałam się naraz w Rzymie w kaplicy Ojca Świętego i równocześnie byłam w kaplicy naszej, a uroczystość Ojca Świętego i całego Kościoła była ściśle złączona z naszą kaplicą i w szczególny sposób z naszym Zgromadzeniem, i równocześnie wzięłam udział w uroczystości w Rzymie i u nas.

Ponieważ uroczystość ta była tak ściśle złączona z Rzymem, że chociaż piszę, nie mogę rozróżnić, ale tak jak jest, czyli jak widziałam.”

Kilka godzin później, kończąc improwizowane przemówienie na zakończenie obiadu w Rzymie Jan Paweł II powiedział.

„Siostra Faustyna nas zgromadziła na kanonizacji, a także na tym obiedzie po kanonizacji. Dziękujemy Jej za jedno i za drugie. Nigdy nie była zbyt zamożna, a raczej po prostu była biedna. Nigdy by się na taki obiad nie zdobyła. Proszę, co Opatrzność Boża potrafi zrobić z ludźmi, którzy Jej zaufają. Bóg zapłać!»”