Pierwszym gestem Jana Pawła II po przybyciu do ojczyzny był – jak i w innych krajach – pocałunek złożony na ziemi. Ten pocałunek miał jednak szczególny charakter Ucałowałem ziemię polską, z której wyrosłem – powiedział 2 czerwca 1979 roku. – Jak sam wyznał, był w nią głęboko wrośnięty korzeniami mojego życia, mojego serca, mojego powołania.

           

… tutaj wszystko się zaczęło - Wadowice

 

Jako papież przyjechał tu po raz pierwszy 6 czerwca 1979 roku. Dawny Rynek, na którym witali go wadowiczanie nazywał się wtedy Placem Armii Czerwonej w dowód wdzięczności komunistycznych władz Polski Ludowej wobec Związku Sowieckiego. Dwadzieścia lat później – 16 czerwca 1999 roku – spotkanie Ojca Świętego z krajanami odbywało się na tym samym rynku. Tyle, że wówczas nazywał się on już Placem Jana Pawła II. Przemówienie papieża zamieniło się wtedy w osobiste wspomnienie tego miasta, w którym – jak sam powiedział – … wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, i studia się zaczęły, i teatr się zaczął, i kapłaństwo się zaczęło.

            Przyszedł na świat 18 maja 1920 roku w czasie gdy bolszewicy szli na Warszawę. W sierpniu na przedpolach stolicy Polski rozegra się jedna z decydujących bitew w dziejach świata – polskie wojska powstrzymają nacierającą Armię Czerwoną. Dzięki temu Lolek będzie wzrastał w wolnym kraju, w położonym na południu Polski niewielkim mieście, w domu z oknami wychodzącymi na kościół parafialny  Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny. Na jego murze znajduje się do dziś zegar słoneczny z napisem „Czas ucieka wieczność czeka”. Te słowa dla niego miały szczególną wymowę – dziewięć lat po jego narodzinach, trzy tygodnie przed Pierwszą Komunią świętą zmarła w tym mieszkaniu mama Lolka – Emilia. Dziś jej imię nosi Dom Samotnej Matki, a imię Jana Pawła II – wadowicki szpital. Papież zgodził się na nadanie swego imienia tej placówce pod warunkiem, że nie będą tam dokonywane aborcje.

Dom rodzinny i dom Boży. Jest to niezwykłe, a zarazem najbardziej naturalne połączenie miejsc, które - jak żadne inne - pozostawiają głęboki ślad w sercu człowieka. – mówił podczas swojej ostatniej bytności w Wadowicach. W kościele znajdującym się po drugiej stronie małej uliczki przyjmie chrzest i bierzmowanie. Jako papież podniesie świątynię do godności bazyliki. Dziś na jej sklepieniu możemy podziwiać freski, które upamiętniają czternaście encyklik Jana Pawła II. Jedna z nich – o Duchu Świętym (Dominum et vivificantem) ma bezpośredni związek z pewnym przeżyciem Lolka Wojtyły, które tak je  wspominał kilkadziesiąt lat później:

W wieku dziesięciu, dwunastu lat byłem ministrantem, ale muszę wyznać, że niezbyt
gorliwym. (...) Mój ojciec spostrzegłszy moje niezdyscyplinowanie, powiedział pewnego dnia: ,,Nie jesteś dobrym ministrantem. Nie modlisz się dosyć do Ducha Świętego. Powinieneś się modlić do Niego”. I pokazał mi jakąś modlitwę. Nie zapomniałem jej. Była to ważna lekcja duchowa, trwalsza i silniejsza niż wszystkie, jakie mogłem wyciągnąć w następstwie lektur czy nauczania, które odebrałem.

            Z jakim przekonaniem on do mnie mówił! Jeszcze dziś słyszę jego głos. Rezultatem tej lekcji z dzieciństwa jest moja encyklika o Duchu Świętym.

 

            Miasto mojego życia

 

            Żyjąc na co dzień poza Krakowem, w Wadowicach, stale do Krakowa tęskniłem i uważałem za wielki dzień w moim życiu, kiedy po zdaniu matury w 1938 roku już się tu na stałe przeprowadziłem i zacząłem uczęszczać na Uniwersytet Jagielloński, wydział wówczas Filozoficzny, i specjalizacja: filologia polska – wyznał Jan Paweł II w czasie spotkania ze światem kultury i nauki w 1979 roku. Jego kariera studencka trwała tylko rok i została przerwana agresją Niemiec na Polskę. Szczególnie utkwił mi w pamięci dzień 1 września 1939 roku – wspominał. – Był to pierwszy piątek miesiąca. Przyszedłem na Wawel, aby się wyspowiadać. Katedra była pusta. Nad Krakowem latały niemieckie samoloty, rozlegały się wybuchy bomb i strzały artylerii przeciwlotniczej. Lolek służył wtedy do Mszy swojemu spowiednikowi, księdzu Kazimierzowi Figlewiczowi, który do końca życia pozostał wiernym stróżem tego szczególnego sanktuarium Kościoła i Narodu, a mnie nauczył wielkiej miłości do Katedry Wawelskiej, która miała stać się kiedyś moją katedrą biskupią. W świątyni tej przyszły papież widział streszczenie dziejów Polski, jej kultury i duchowości. Tu spoczywają polscy święci (jak królowa Jadwiga) i królowie, tu pochowano również wielkich poetów – narodowych wieszczów, których dzieła grał w podziemnym Teatrze Rapsodycznym: Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki.  W najstarszej części podziemi katedry – krypcie św. Leonarda - ksiądz Karol Wojtyła odprawił swoją pierwszą Mszę świętą 2 listopada 1946 roku, by wkrótce potem wyjechać do Rzymu na studia. Tu również został konsekrowany na biskupa 28 września 1958 roku. Dokładnie dwadzieścia lat później wieczorem odprawił tu jubileuszową Mszę świętą. Tej samej nocy z 28 na 29 września zmarł po krótkim, trwającym 33 dni pontyfikacie, papież Jan Paweł I, którego następcą został Karol Wojtyła.

Papież Wojtyła nazywał Kraków „polskim Rzymem” widząc wyraźnie, że pasterzowanie w tej diecezji przygotowało go do przewodzenia Kościołem. W Krakowie był następcą św. Stanisława Biskupa i Męczennika, którego relikwia znajduje się w katedrze wawelskiej. W Rzymie stał się następcą męczennika Piotra. W Krakowie dał wielokrotnie dowód pasterskiej odwagi w zwarciu z władzami komunistycznymi, czego namacalnym dowodem są kościoły wzniesione w Nowej Hucie – wielkim osiedlu robotniczym, które z założenia władz miało być  miastem bez Boga. W Rzymie jego odwaga objawiła się wielokrotnie – od podjęcia się zadania pasterzowania Kościołem, przez zamach i przebaczenie niedoszłemu mordercy, po odwagę zmierzenia się z chorobą w ostatnich latach pontyfikatu.

             

Totus tuus

 

Tymi słowami kończy się ostatni dokument podpisany przez Jana Pawła II. Jest to datowany 1 kwietnia 2005 roku list do przeora Jasnej Góry, o. Izydora Matuszewskiego z okazji 350-lecia obrony klasztoru przed wojskami szwedzkimi. Według zapisu papieskiego sekretarza, arcybiskupa Stanisława Dziwisza, 2 kwietnia 2005 roku rano Ojciec Święty pobłogosławił korony dla wizerunku Matki Bożej w jasnogórskim sanktuarium. Kilkanaście godzin później powrócił do domu Ojca.

Jasna Góra w historii Polski jest symbolem nadziei, która nie umiera. Słynna obrona klasztoru przed najazdem szwedzkim w 1655 roku, obrona zwycięska mimo przeważających sił agresorów dała wielu pokoleniom namacalny dowód, że jest siła większa niż przemoc, armia i armaty. Wojtyła odwiedzał to miejsce wiele razy.

Był tu również – jako arcybiskup Krakowa – w 1966 roku podczas obchodów tysiąclecia Chrztu Polski. To właśnie wtedy władze komunistyczne odmówiły prawa wjazdu do Polski papieżowi Pawłowi VI. W tej sytuacji mianował on swoim przedstawicielem Prymasa Stefana Wyszyńskiego. W przeddzień centralnych uroczystości, 2 maja Prymas zanotował:  W Kaplicy Matki Bożej została odczytana depesza Ojca Świętego, ustanawiająca mnie Legatem papieskim. Po przemówieniu o. Generała wygłosiłem powitalne pozdrowienie od Ojca Świętego, wskazując, że na Jasną Górę w bieżącym wieku dążyło już trzech przyszłych papieży: nuncjusz Ratti, arcybiskup Giovanni Roncalli i mosignor Montini. Prymasowi chodziło oczywiście o przyszłych papieży: Piusa XI, Jana XXIII i Pawła VI. Nie wiedział jeszcze, że obok niego stoi kolejny przyszły Następca Piotra – Karol Wojtyła.

Trzynaście lat później, 4 czerwca 1979 roku już jako Jan Paweł II w obecności sędziwego kardynała mówił on na Jasnej Górze:

Wprowadziłeś, ty, niestrudzony sługo Ludu Bożego, ty, niestrudzony, niezmordowany miłośniku i służebniku Pani Jasnogórskiej, wprowadziłeś w program swojego prymasowskiego pasterzowania odwiedziny papieża w Polsce. Księże Prymasie! Pozwól mi tylko to jedno jeszcze powiedzieć, że ci się spełnia — i ja za to Bogu dziękuję — że ci się spełnia ten punkt twego odważnego, bohaterskiego programu, duszpasterzowania w Polsce i w świecie współczesnym!

Szczególnym znakiem zwycięstwa nadziei, która nie umiera i istnienia mocy większej niż śmiercionośne pociski jest dar Jana Pawła dla Jasnej Góry. To przestrzelony przez kulę Ali Agcy pas od papieskiej sutanny – wisi on tuż obok cudownego wizerunku Najświętszej Maryi Panny. Ojciec Święty pozostawił go 19 czerwca 1983 roku, w czasie jednej z najtrudniejszych swoich pielgrzymek do ojczyzny – po wprowadzeniu przez komunistów stanu wojennego i zdławieniu „Solidarności”.

 

Sursum corda

 

Kilka dni później, w ostatnim dniu tej pielgrzymki, Jan Paweł II udał się w Tatry. Zaraz po przybyciu do Doliny  Chochołowskiej spotkał się w schronisku z przewodniczącym zdelegalizowanej „Solidarności”, Lechem Wałęsą i jego rodziną. Spotkanie to stawiał jako jeden z warunków przyjazdu do ojczyzny w tamtym trudnym czasie. Po pożegnaniu Wałęsów zmienił swoje papieskie półbuty na obuwie turystyczne i wyruszył na wędrówkę. „W Castel Gandolfo są także takie ścieżki, ale wszystkie wytapetowane” – powiedział wkraczając na szlak wiodący w Dolinę Jarząbczą.

Jak się okazało była to jego ostatnia piesza wyprawa po ukochanych górach. Przybył tu jeszcze raz w roku 1997, ale wówczas z powodu stanu zdrowia mógł już tylko podziwiać panoramę gór ze schroniska w Morskim Oku. Nazajutrz w stolicy Tatr – Zakopanem – odprawił Mszę świętą, na zakończenie której powiedział zwracając się do licznie obecnych górali:

Dzisiaj dziękowałem Bogu za to, że wasi przodkowie na Giewoncie wznieśli krzyż. Ten krzyż patrzy na całą Polskę, od Tatr aż do Bałtyku, ten krzyż mówi całej Polsce: „Sursum corda!” — „W górę serca!” Trzeba, ażeby cała Polska, od Bałtyku aż po Tatry, patrząc w stronę krzyża na Giewoncie, słyszała i powtarzała: „Sursum corda!” — „W górę serca!”

Giewont góruje nad Zakopanem. W 1901 roku na jego szczycie postawiono krzyż na pamiątkę 1900 rocznicy narodzin Chrystusa. Swoim kształtem góra przypomina śpiącego człowieka, a według legendy spoczywają w niej rycerze, którzy zbudzą się do walki, gdy ojczyzna znajdzie się w wielkim niebezpieczeństwie.

Karol Wojtyła znał doskonale Tatry, wielokrotnie jeździł tu na nartach i odbywał długie piesze wędrówki. W czasie jednej z nich, w 1959 roku, omal nie stracił życia. Wybrał się na nią razem z przyjacielem (dziś kandydatem na ołtarze), inżynierem Jerzym Ciesielskim. „Wyszli w środku dnia  – wspomina żona Jerzego, Danuta. – Kiedy znaleźli się na Zawracie załamała się pogoda. Przyszła burza, wiatr, mróz, ciemność, którą tylko rozświetlały gęsto uderzające pioruny. W ciemnościach schodzili w stronę Pięciu Stawów. To, że do nich doszli, zauważyli dopiero wtedy, kiedy zaczął się pod nimi załamywać lód... Do schroniska było jeszcze daleko i nie wiadomo, w która stronę. (...) Dla mnie 5 kwietnia pozostał na zawsze dniem Ich powtórnych narodzin.”

Była to pierwsza niedziela po Wielkanocy, która dziś – decyzją Jana Pawła II – obchodzona jest w Kościele jako Niedziela Miłosierdzia Bożego. W wigilię tej niedzieli(2.04.2005) Papież z Polski powrócił do domu Ojca, sześć lat później (1.05.2011) – również w Niedzielę Miłosierdzia – został beatyfikowany, a w tym roku – także na Niedzielę Miłosierdzia (27.04.2014) – wyznaczono jego kanonizację. Boży taternik osiągnął szczyt.

                                              

Paweł Zuchniewicz

 

Luoghi dell' Infinito (miesięczny dodatek do Avvenire), maj 2014