Wiktor Frankl to słynny austriacki psychiatra, który z powodu żydowskiego pochodzenia został osadzony w obozie koncentracyjnym Auschwitz. Zabrał tam rękopis swojej pracy doktorskiej. Po przybyciu do obozu pokazał zwój papierów starszemu więźniowi, mówiąc: „Za wszelką cenę muszę go zachować”. Frankla wyśmiano, a owoc jego pracy zniszczono.

Naukowiec stracił znacznie więcej. Holokaust pochłonął życie jego żony, brata i rodziców. On sam ocalał i tuż po wojnie w ciągu dziewięciu dni napisał książkę Człowiek w poszukiwaniu sensu. Wynikało z niej, że szansę na przetrwanie w obozie mieli ci więźniowie, którzy potrafili odnaleźć sens życia w tak strasznych warunkach. Dla Frankla takim celem stało się zrekonstruowanie zniszczonej książki. Po wojnie stworzył słynną logoterapię, dzięki której pomógł wielu chorym na depresję. Opierała się ona na odnalezieniu u pacjenta choćby małego celu, który trzymał go jeszcze przy życiu. Od tego zaczynało się tkanie osnowy sensu i odpowiedzialności.

Książka Frankla osiągnęła nakład 12 milionów egzemplarzy.

 

Od skrajności do codzienności

Doświadczenie graniczne – obóz zagłady – pozwoliło Franklowi skutecznie pomagać wielu ludziom, którzy doznawali bólu w codzienności życia. Zarówno więźniowie obozu jak i więźniowie własnego wnętrza cierpieli na to samo – utratę przekonania, że ich egzystencja ma sens. Jest to cierpienie straszne, prowadzące do załamania i nierzadko śmierci.

Zdawał sobie z tego sprawę inny więzień – już nie hitlerowskiego, ale stalinowskiego systemu przemocy. Bł. Stefan Wyszyński został pozbawiony wolności przed prawie siedemdziesięciu laty, jednak jego doświadczenie niesie ze sobą naukę, która może okazać się bardzo przydatna w naszej codzienności.

Postanawiam sobie tak urządzić czas, aby zostawić jak najmniej swobody myślom dociekliwym – zanotował Prymas kilka dni po uwięzieniu. I dlatego po Mszy świętej (dziś była jeszcze missa sicca)[1], rozpocząłem lekturę kilku książek na zmianę, by rozmaitość tematu chroniła od znużenia. Znalazłem jedną książkę francuską o świętym Franciszku, niewielką, ale niezwykle wartościową, a drugą książkę włoską - zbiór przemówień. Te dwie książki służyć mi mają jako ćwiczenia językowe.

Stefan Wyszyński został aresztowany w nocy z 25 na 26 września 1953 roku. Świadectwa tej nocy pokazują nam jego spokój, godność i opanowanie. Jednak później – co odnotowuje sam bohater – pojawiły się liczne myśli. To zrozumiałe, gdy człowiek zostaje sam na sam z traumą. Musi ją jakoś odreagować, zaczyna więc toczyć ze sobą wewnętrzny dialog (co by było, gdyby… co się stanie ze mną, dlaczego do tego doszło). Dialog ten otwiera drogę dla tak zwanej „wariatki wyobraźni”. Osłabia to jego siły duchowe i psychiczne. Przeszłość jest już za nami i nie możemy na nią wpłynąć, a przyszłość przed nami – i tu też wiele nie zrobimy. Owszem, możemy się do niej przygotować, ale wyłącznie poprzez to, co robimy tu i teraz. Prymas wydaje się tego świadomy:

Lekturę przerywam odmawianiem godzin kanonicznych mniejszych, by w ten sposób pracę łączyć z modlitwą. Brewiarz odmawiam chodząc po swoim niewielkim pokoju, by brak powietrza uzupełnić ruchem. Wieczorem, gdy się już robi ciemno - a mamy brak światła - odmawiam różaniec, wędrując po pokoju. Modlę się wiele do mej szczególnej Patronki, Matki Bożej Jasnogórskiej, za obydwie moje archidiecezje, księży biskupów i moich domowników.

Wygląda to jak sposób na utrzymanie „formy” w niekorzystnych okolicznościach. Jednak tak naprawdę są to małe cele, których osiągnięcie więzień zaplanował sobie na każdy dzień. Pozwalały one nie tylko na opanowanie myśli dociekliwych, lecz dawały poczucie sprawczości w sytuacji, gdy Prymas był pozbawiony zwykłej wolności działania. Co więcej,  te małe cele podtrzymywały w nim świadomość celu dalekosiężnego. Co nim było? Wydawałoby się, że takim nadrzędnym celem powinno być wyjście na wolność. A jednak Stefan Wyszyński, choć za wolnością tęsknił i z powodu jej braku cierpiał, nie stawiał jej na szczycie swojej hierarchii. Swoim strażnikom wręcz powiedział, że choćby drzwi były otwarte na oścież, to on tego miejsca nie opuści dopóki władza nie zwróci mu tego, co bezprawnie zabrała. Nad wolność zewnętrzną Stefan Wyszyński cenił bardziej wolność wewnętrzną nakierowaną na przeżycie każdego dnia tak, aby był on nasycony sensem. Tego nie osiąga się czystą deklaracją. Jest to planowa praca przypominająca wspinanie się po szczeblach wysokiej drabiny. W przypadku Prymasa szczeble te wyglądały tak:

5.00 Wstanie.

5.45 Modlitwy poranne i rozmyślanie.

6.15 Msza święta księdza Stanisława.

7.00 Moja Msza święta.

8.15 Śniadanie i spacer.

9.00 Horae minores i cząstka różańca.

9.30 Prace osobiste.

13.00 Obiad i spacer (druga cząstka różańca).

15.00 Nieszpory i kompletorium.

15.30 Prace osobiste

18.00 Matutinum cum Laudibus.

19.00 Wieczerza.

20.00 Nabożeństwo różańcowe i modlitwy wieczorne.

20.45 Lektura prywatna.

22.00 Spoczynek.

Podziw budzi plan jego lektur. Pod datą 17 listopada 1953 czytamy:

Wypłynęła dziś znowu sprawa książek, o które prosiłem 15. X. br. Dotychczas ich nie otrzymałem. Pan komendant prosił o sporządzenie listy książek, gdyż lista uprzednio sporządzona „gdzieś zaginęła".

Wobec czego sporządzam odpis drugi listy z 15. X. jak następuje: 1. Newman, Apologia pro vita sua; 2. Święty Grzegorz, Reguły pasterskie-, 3. Kardynała Ledóchowskiego - 2 tomy; 4. Pismo święte, całość w wydaniu Ojców Jezuitów; 5. Bernardyn ze Sieny, Opera omnia, 2 tomy; 6. Dobraczyński, Święty miecz; 7. Tenże, Wybrańcy gwiazd…

Lista obejmuje 28 pozycji.

            Doświadczenie organizacji dnia Prymas zabrał ze sobą na wolność i realizował niemal do ostatnich swoich dni.

Plan życia

 

“To podporządkowanie się planowi życia, rozkładowi godzin jest tak monotonne!” — powiedziałeś. A ja odpowiedziałem: “Jest monotonne, bo brakuje Miłości”.

Cytat ten pochodzi z książki „Droga” (p. 77) św. Josemaríi Escrivy, założyciela Opus Dei.

Pewien uczeń borykający się z różnymi problemami w szkole zapytał mnie kiedyś: „Proszę pana, co ja mogę zrobić, żeby wzmocnić swoją wolę?” Pytał szczerze, bo sam rozpoznał, z czego biorą się jego trudności. „Wstawaj od razu na pierwszy dźwięk budzika” – powiedziałem parafrazując następny, 78 punkt „Drogi”: Jeżeli nie będziesz wstawać o wyznaczonej godzinie, nigdy nie wypełnisz swojego planu życia.

Świadomość celu jest niezwykle ważna dla naszej równowagi psychicznej i duchowej. Jeszcze ważniejsza jest w pracy wychowawczej. Dlatego wychowankowie powinni widzieć, że wychowawcy (rodzice i nauczyciele) takie cele mają i do nich dążą, choć po drodze wiele razy możemy okazać się słabsi od przeszkód. Jeszcze ważniejsze jest to, by w tej naszej walce uczestniczyli, a nie tylko ją obserwowali, tak jak obserwują tik-toka, instagrama czy you tube. Oczywiście, ojciec rodziny nie może przełożyć jeden do jednego planu życia Prymasa na swoją codzienność. Ale może z pewnością nakreślić swój plan na to jak wypełnić celowością swój dzień, swój miesiąc, swój rok, swoje życie i ostatecznie osiągnąć szczęście w niebie. Jeśli nam rzeczywiście na tym zależy, to w tym planie (podobnie jak u Prymasa!) zobowiązania doczesne winny przeplatać się z momentami na spotkanie z Bogiem, które św. Josemaría nazywał normami pobożności.

 Nie powinny się one wszakże zamieniać w sztywny schemat, tworzyć zamknięte przegródki. Wskazują ci te praktyki elastyczną drogę dostosowaną do twojej sytuacji jako człowieka, który żyje wśród miejskich ulic, zajęty wytężoną pracą zawodową, obarczony obowiązkami swego stanu i stanowiska społecznego. Tych wszystkich zadań nie wolno ci zaniedbywać, bowiem to w nich kontynuuje się twoje spotkanie z Bogiem. Twój plan życia winien być jak elastyczna gumowa rękawiczka, która doskonale dopasowuje się do ręki  („Przyjaciele Boga”, 149).

            Mówiąc o młodym pokoleniu jedni zwracają uwagę na galopujące rozszerzanie się depresji i innych chorób psychicznych, drudzy załamują ręce nad odchodzeniem młodych ludzi od wartości życia rodzinnego i od wiary. Te fakty to nie tylko wynik toczącego się walca laicyzacji, ale przede wszystkim mocny sygnał dla rodziców i wychowawców. Czy my przygotowujemy nasze dzieci do zmierzenia się z wyzwaniami, które nadchodzą? Czy uczymy je prawdziwej wolności czyli umiejętności wybierania w oparciu o rozeznanie dobra a nie o zachcianki? Nauka ta zaczyna się już od najmłodszego wieku, wymaga jednak świadomej pracy wychowawców, którzy przedstawiają dziecku wybory między jednym dobrem a drugim, którzy cieszą się z tego, gdy wychowanek wybiera dobro i okazują mu to, którzy również wyznaczają granice wolności należnej każdemu z etapów rozwojowych dziecka. Jest to możliwe, nawet w obecnej kulturze, niesprzyjającej rodzinie, wymaga jednak pracy i wysiłku. Możemy – jak Prymas w pierwszych dniach uwięzienia – zastanowić się (i zapisać!) jakie środki chcemy zastosować, aby wychowywać młodych ludzi tak, aby odkryli sens swojego życia – swojego powołania. Co możemy zrobić, aby odzyskać sprawczość i decyzyjność? Przed siedemdziesięciu laty władza ludowa zabrała Prymasowi wolność, dziś człowiek oddaje swoją wolność w postaci uwagi i czasu na życie przypadkowe i bez celu. Pewien ojciec, którego syn nie może niemal żyć bez ekranu zwierzył się: „Muszę przyznać, że książka, którą miałem przeczytać kurzy się, a ja co wieczór przed snem przeglądam co nowego w internecie”. Tak, w drobnych rzeczach rezygnujemy z naszej wolności i tą samą drogą idą nasze dzieci. Niedawno w restauracji widziałem dość liczną grupę rodzin – rodzice rozmawiali ze sobą a dzieci patrzyły w ustawiony na stole tablet. Czy te dzieci będą potrafiły wyznaczać sobie małe lecz wartościowe cele i nadawać swojemu życiu coraz głębszy sens?

Jeśli więc zdecydujemy się zmienić ten stan rzeczy to przyjrzyjmy się krytycznie jakie są nasze osobiste zobowiązania i uwarunkowania. Zastanówmy się jakie są nasze właściwe priorytety i jak mają się one do tego, co robimy na codzień. Podejmijmy odpowiednie decyzje. Możemy zaufać, że dzięki wierze nasze nieudolne wysiłki zostaną wzmocnione siłą, która potrafi przenosić góry.

Przed siedemdziesięciu laty Prymas Wyszyński stanął na drodze walca ateizacji, który zdawał się miażdżyć Polskę i Polaków. W nocy z 25 na 26 września wydawało się, że potęga walca ostatecznie zatryumfowała. Po trzech latach okazało się, że pokonany okazał się zwycięzcą dzięki wierze. Realizowała się ona w codziennych okolicznościach, w drobnych sprawach, jak ów plan dnia, jak lista lektur, jak modlitwa i służba bliźniemu. Dziś wielki wychowawca Polaków przekazuje to doświadczenie swoim następcom w rodzinach i szkołach.

                                                                       Paweł Zuchniewicz

 

[1] Tzw „msza sucha” to znaczy liturgia Mszy bez przeistoczenia i komunii.