„Zwycięstwo nad sobą jest najtrudniejsze, ale też i najbardziej wartościowe: najwięcej daje Wam osobiście i wychowuje Was do życia, które jest przed Wami. Nie sztuką jest zwyciężać innych, sztuką jest zwyciężyć siebie samego!”. Jak w dzisiejszym świecie wychowywać młode pokolenie - dzieci i nastolatków?

Wszyscy starannie się perfumowali, chociaż nieraz byli ubrani gorzej. Wszyscy marnowali czas na nudzie i bezczynności. Jeżeli coś czytali, to powieścidła. Wszyscy nie byli skłonni do pracy. Jeżeli niekiedy do niej wyszli, to na bardzo krótko – tak opisywał Prymas Wyszyński swoich strażników w Stoczku Warmińskim. – Większym ich wyczynem było wykoszenie traw w ogrodzie; wszyscy umieli dobrze kosić, z czego wynika, że w pierwszym pokoleniu pochodzą ze wsi. Niemal wszyscy umieli dobrze kląć. Gdy dochodziły odgłosy ich rozmów, były zawsze bardzo ordynarne.

W opisach tych nie brakowało humoru:

Mogli być świadkami niszczących się traw, nie zajęli się nimi. Gdy wreszcie skoszono trawy, nikt ich nie przewracał, aż zgniły. Gdy proces gnicia zatruwał powietrze, przyszły wozy wojskowe rankiem i wywiozły zgniłe trawy; tuż za parkanem pasły się krowy na wyschłym wygonie. Resztę trawy spalono w ogrodzie, ujawniając całemu światu wysoce postępową metodę suszenia siana. Byliśmy zdumieni tak prostym pomysłem „racjonalizatorstwa” w rolnictwie; że też tak późno ludzie wpadli na ten pomysł, i to w Stoczku, na oczach ludzi zacofanych, wrogów nowego ustroju!

 

Byli to przeważnie ludzie młodzi. Prymas zastanawiał się jaka będzie przyszłość Polski, jeśli ludzie, którym powierzono bardzo odpowiedzialne zadanie pilnowania „wroga publicznego” są na tak niskim poziomie. Wnikliwie zauważał (co się sprawdziło w stu procentach po kilku dekadach):

Ci ludzie nie są zdolni stworzyć materialnego dobrobytu w Polsce. Nieraz wypożyczano z naszego „magazynu”, w którym zgromadziliśmy trochę narzędzi ogrodowych, zebranych w parku, jakieś sprzęty do pracy; nigdy ich nie odniesiono na miejsce, porzucono tam, gdzie coś robili. Ile razy zbieraliśmy te sprzęty, przynosząc z powrotem do naszego schowka pod gankiem!

 

Jest faktem, że marksistowski materializm doprowadził do rozkładu życia moralnego w Polsce. Ale Prymas zauważał, że podobny proces następuje również i w tzw. wolnych krajach:

Gdy byłem młodym człowiekiem i chodziłem po Rzymie, widziałem dużo młodzieży, ale z „bedekerami”, którymi pomagali sobie rozpoznać miasto. A teraz widzieliśmy inną młodzież. Wyglądało to tak: worek pod głową, kamień wyjęty z wielkiej ekspozycji schodów Trinità dei Monti, a na tym leżą sobie młodzi ludzie i patrzą na świat z wielką pogardą.

Dopóki tam spokojnie leżeli, było pół biedy. Ale gdy zaczęli urządzać tam swoje życie „na stałe”, a w fontannie Trinità dei Monti prać garderobę, musiano się tym zainteresować. Policja zaczęła odwozić ich do granicy. Powstał wielki problem: przecież jest wolność, swoboda! Jeżeli ta młodzież nie chce nic robić, to czemu jej przeszkadzać? Ale inni pytają – jak długo można nic nie robić. Gdy dzienniki rzymskie zajęły się tą młodzieżą i zaczęły zamieszczać masę fotografii, zdumienie ogarnęło, jak człowiek może się tak zdeformować.

Widzimy, że i wśród naszej młodzieży, niestety nie brak jest nieładu, może tylko nie w tak jaskrawej formie. Znajdujemy wspaniałe wzory młodzieży bardzo dobrze pracującej, ale również nie brak jest młodzieży próżnującej.

Lenistwo jest deformacją psychiczną, bo pozbawia rozum i wolę inicjatywy. Prowadzi do „zaśniedziałości” serca, wskutek czego młody człowiek stale cofa się w swoim rozwoju.

Wychowawcom, rodzicom i nauczycielom często wydaje się, że największym problemem w kształtowaniu młodego pokolenia jest brak odniesienia do pewnych wartości. Tymczasem Ksiądz Prymas wskazuje, że przyczyną problemów jest rezygnacja z wymagania od młodego człowieka wysiłku i pracy?

Lenistwo jest deformacją psychiczną, bo pozbawia rozum i wolę inicjatywy. Prowadzi do „zaśniedziałości” serca, wskutek czego młody człowiek stale cofa się w swoim rozwoju, nie mając odpowiedniego rozruchu dla swoich możliwości, zdolności, talentów itp. Im bardziej człowiek jest zasobny w dobra kulturalne, właściwości psychiczne, zdolności i talenty, tym większy ma obowiązek pracy, czyli rozwijania wartości, które w nim są. Obowiązek pracy to ratunek przed dekadencją i deformacją własnej osobowości. Nieraz słyszy się powiedzenie: „Gdy chcesz, aby ci coś zrobiono, idź do człowieka, który ma dużo pracy”. Dlaczego? Dlatego, że ten, kto ma pracy mało, a czasu dużo, jest tak psychicznie „rozłożony” i rozleniwiony, że jego sprawność mobilizacji psychicznej, a nawet fizycznej, jest osłabiona. U człowieka natomiast bardzo zajętego, potęguje się zdolność i podnosi się sprawność operatywna. Niekiedy on sam jest zdumiony, jak to się dzieje, że jest on zdolny podołać tak ogromnej ilości obowiązków i pracy.

W jaki sposób człowiek może dojść do takiej postawy?

W pewnej parafii w Polsce był ochrzczony piętnasty synek w rodzinie. Posłałem błogosławieństwo, bo o to proszono. Rodzina rolnicza, ojciec ma osiem hektarów ziemi. Siedem dziewczynek otrzymało odznakę „wzorowej uczennicy”, dwie skończyły szkoły zawodowe i pracują. Wyobrażam sobie, jak ten najmniejszy, który teraz przyszedł na świat, będzie kochany, jeśli czternaście par rąk zacznie przelewać rodzinne uczucia na tego „młodzieńca”! – Pomyślcie, jakim szczęściem jest liczna rodzina!

Wydaje się niekiedy ludziom, że im mniej dzieci, tym mniej kłopotu. Ale pomyślcie, jak ten kłopot może być radosny, zwłaszcza jeżeli starsze siostry pomagają młodszemu rodzeństwu i matce. Kiedyś spotkałem małą dziewczynkę, która niosła swojego braciszka. Nożyny malca były tak długie, że ledwie dźwigała go przed sobą. Ale szła, pełna dumy.

A zatem pierwszym sojusznikiem udanego procesu wychowawczego jest liczna rodzina. To też własne doświadczenie księdza Prymasa. Jednak wówczas łatwo o konflikty, kłótnie, wzajemne złości…

Gdy byłem małym chłopcem, wpadłem kiedyś w „szalony gniew” i spaliłem moim siostrom – a miałem ich cztery – wszystkie lalki. Możecie sobie wyobrazić, jaki był płacz i co mi groziło, gdy przyszła „sprawiedliwość” w postaci…ojca! I wtedy co się okazało? W moim domu stał duży fortepian. To było miejsce mojej ucieczki – pod fortepian. Gdy „sprawiedliwość” się zbliżała, moje cztery pokrzywdzone siostry obsiadły wokół fortepian i błagały ojca, aby egzekucję odłożyć na później. Tłumaczyły: on się poprawi, nawróci. – Jak widzicie, „nawróciłem się”.

Potrzeba w rodzinie dwojga serc i dłoni, potrzeba życzliwości i czasu, aby osiągnąć należyty rezultat wychowania. Potrzeba tego dzisiaj każdej rodzinie polskiej!

Z tego wynika, że mały Stefek miał ojca „obecnego” w domu. Dziś problemem wychowawczym jest jego nieobecność.

(…). W Gnieźnie rankiem, stojąc w oknie swego domu, patrzyłem na ulicę. Przez jezdnię przechodziła kobieta: jedno dziecko w wózeczku, drugie na ramieniu, a trzecie trzymało się sukienki matki. Spieszyła się do pracy. Pytanie: a gdzie mąż? Może już wcześniej poszedł do pracy, możliwe. Ale zostawił ją z tym słodkim, błogosławionym ciężarem samą, na niebezpiecznym, przejściu, gdzie krążą ciężkie wozy od strony Torunia i Bydgoszczy.

Czyż nie trzeba sobie tu przypomnieć świętego Józefa, jego troski o Maryję i pomoc w codziennych sprawach? Czy nie trzeba sobie przypomnieć obowiązków, jakie macie wobec matek, żon i sióstr? Uczcie się na przykładzie Józefa, jak pomagać Maryi. Niech dla każdego z Was rodzina – nie tylko ta własna – będzie świętą rodziną!

Gdy dzisiaj mówimy o współdziałaniu Józefa z Nazaretu z Maryją, w dziele powierzonym im przez Ojca Niebieskiego, to na ich przykładzie uczymy się, że potrzeba w rodzinie dwojga serc i dłoni, potrzeba życzliwości i czasu, aby osiągnąć należyty rezultat wychowania. Potrzeba tego dzisiaj każdej rodzinie polskiej! Nie poprawi się sytuacji w rodzinie, nie przezwycięży się niepokojów współczesnych, jeżeli nie przywróci się dzieci i młodzieży rodzicom, jeśli matki nie będą mogły poświęcić więcej czasu swoim dzieciom; jeżeli przynajmniej w niedziele i święta cała rodzina nie spotka się swym domu i jeśli nie zaprzestanie się podejmowania dodatkowych przymusowych zobowiązań społecznych w czasie wolnym od pracy. Dopiero wtedy, gdy to wszystko będzie przeprowadzone, możemy liczyć na szybsze i owocniejsze wyniki odnowy rodziny.

Rodzice dzisiaj skarżą się na swoją bezradność wobec dzieci, są nimi zmęczeni. Małe dziecko jeszcze da się jakoś opanować, starsze potrafi zachowywać się arogancko i mieć za nic polecenia czy nawet prośby rodziców.

W nasze codzienne życie, nawet zawodowe, za wiele weszło – wybaczcie to słowo – zwyczajnego chamstwa. Niektórym ludziom wydaje się bowiem, że tak zwany postęp musi koniecznie łączyć się z chamstwem i brutalnością. Widzicie to na ulicach wielkich miast, dostrzegacie to w prasie. Nawet wielu pisarzy stara się o to, aby swoje utwory „ozdobić” na każdej stronie przynajmniej kilkoma wyrazami rynsztokowymi. Odwracajcie się od tego, niech Wam to nie imponuje!

(…)

Czytałem w świątecznym numerze „Tygodnika Powszechnego” krótki artykuł o pracy robotników budowlanych i ich życiu w hotelu robotniczym. Autor artykułu opisuje swoje spostrzeżenia. Mieszkał w tym hotelu miesiąc: W sobotę po wypłacie młodzi chłopcy – bo przeważnie tacy tam mieszkali – osiemnasto, dwudziesto, dwudziestopięcioletni – wszystko co zarobili, przepijali. W niedzielę, czasem któryś poszedł na Mszę świętą, ale większość była pijana. Niekiedy jeszcze w poniedziałek nie zjawił się nikt w pracy. Dopiero we wtorek stanęło na budowie około trzydziestu procent pracujących. Ci młodzi ludzie nie myśleli o tym, że człowiek ma obowiązek czynić z siebie ofiarę i opanować swoje złe nałogi.

Chrystus stawia Wam wymagania umiejętności walki z sobą, ze swymi popędami i złymi skłonnościami. Żąda od Was pracy nad sobą. Ale tylko za cenę tej pracy zwycięża się samego siebie.

Trudna jest ta mowa – chciałoby się powiedzieć. Wychowawcy nie mają często odwagi, aby mówić w ten sposób. Jak to robi Ksiądz Prymas?

Chrystus stawia Wam wymagania umiejętności walki z sobą, ze swymi popędami i złymi skłonnościami. Żąda od Was pracy nad sobą. Ale tylko za cenę tej pracy zwycięża się samego siebie. Zwycięstwo nad sobą jest najtrudniejsze, ale też i najbardziej wartościowe: najwięcej daje Wam osobiście i wychowuje Was do życia, które jest przed Wami. Nie sztuką jest zwyciężać innych, sztuką jest zwyciężyć siebie samego! Znacie z dziejów przykłady takich ludzi, którzy zwyciężali innych, ale przekonali świat, że są słabymi i marnymi ludźmi. Znacie z historii literatury przykłady ludzi, którzy pozostawili po sobie wspaniałe pomniki twórczości, ale ostatecznie sami zbankrutowali, a nawet targnęli się na własne życie. Nie mieli pionu moralnego, nie mieli ładu ducha i umiejętności zwyciężania siebie.

Może Waszą młodzieńczość pociąga niekiedy dowolność i swoboda życia, ale szybko się przekonujecie – chociaż pragnąłbym, abyście się nigdy osobiście o tym nie przekonali – że wszelka wolność i dowolność moralna kończy się ostatecznie katastrofą, której się wkrótce żałuje. Panowanie nad sobą i walka ze złymi skłonnościami, zakończona zwycięstwem, dają radość i rodzą doniosłe owoce osobiste i społeczne. Ale to kosztuje.

A cóż nie kosztuje, Najmilsze Dzieci?! Każda rzecz wielka musi kosztować i musi być trudna. Tylko rzeczy małe i liche są łatwe!