„Strach zapukał do drzwi. Otworzyła mu… odwaga i nikogo tam nie było” - to jedno z najbardziej znanych powiedzeń Prymasa Wyszyńskiego, który w swoim życiu miał się czego bać.

W czasie okupacji niemieckiej kilka razy o włos umknął aresztowaniu i śmierci, władze komunistyczne zorganizowały zamach na niego już gdy wracał z ingresu w Gnieźnie (1949), a potem – wiemy dobrze: aresztowanie, trzyletnie odosobnienie, perspektywa procesu, być może wywiezienia do Związku Sowieckiego. A jednak, w jego wspomnieniach z okresu więziennego znajdujemy obraz człowieka, który – przy całym niewątpliwym cierpieniu fizycznym i psychicznym – daje sobie radę z obawami przed tym, co może go spotkać.

Największym brakiem apostoła jest lęk. Budzi on nieufność do Mistrza, ściska serce i kurczy gardło.

Czy lęk może wpływać na działalność ewangelizacyjną?

Największym brakiem apostoła jest lęk – zanotował Prymas w „Zapiskach więziennych”, a słowa te zacytował św. Jan Paweł II w swojej książce „Wstańcie, chodźmy!” – Bo on budzi nieufność do Mistrza, ściska serce i kurczy gardło. Apostoł już nie wyznaje. Czyż jest jeszcze apostołem? Uczniowie, którzy opuścili Mistrza, już Go nie wyznawali. Dodali odwagi oprawcom. Każdy, kto milknie wobec nieprzyjaciół sprawy, rozzuchwala ich. Lęk apostoła jest pierwszym sprzymierzeńcem nieprzyjaciół sprawy. „Zmusić do milczenia przez lęk” – to pierwsze zadanie strategii bezbożniczej. Terror, stosowany przez wszystkie dyktatury, obliczony jest na lękliwość apostołów.

Milczenie tylko wtedy ma swoją apostolską wymowę, gdy nie odwracam oblicza swego od bijących. Tak czynił milczący Chrystus. Ale w tym znaku okazał swoje męstwo. Chrystus nie dał się sterroryzować ludziom. Gdy wyszedł na spotkanie hałastry, odważnie powiedział: „Jam jest”.

***

Gdy tylko w Stoczku Warmińskim przedstawiono Prymasowi jego współwięźniów – księdza Stanisława Skorodeckiego i siostrę Leonię Graczyk – zauważył, że lęk zakorzenił się w nich głęboko.

„Ma w sobie cały styl psychiki więźniarki: mówi głosem przyciszonym, ogląda się na drzwi, nawet wtedy gdy mówi rzeczy obojętne dla regime’u, używa słów „zastępczych”; jest ostrożna i „na palcach” – pisze Prymas o siostrze. Charakteryzując księdza Skorodeckiego również zauważa „styl więźnia. Na wszystko, co się wokół dzieje, zwraca uwagę, wszystko może się przydać, wszystko ma znaczenie. Przygląda się bacznie Siostrze. Bodaj że ci oboje starają się w milczeniu badać siebie, jakby chcieli wiedzieć wszystko o sobie”.

Czy istnieje lekarstwo na lęk?

W liście do Ojca, Prymas wyraża pragnienie, by z jego duszy „zniknął niepokój”, aby nie tracił sił „na smutek i wątpliwości”, Prosi natomiast – by się modlił za swojego syna. Właśnie w modlitwie widzi Prymas pierwsze lekarstwo na niepewność:

„Wiem, że w duchu Wiary wszystko zrozumiesz, a modlitwą zgasisz smutek i rozpogodzisz ufnością serce”.

***

Św. Tomasz z Akwinu mówił że łaska buduje na naturze, więc i Prymas w więzieniu łączył oba te wymiary życia. W tym samym liście czytamy:

„W obecnych warunkach swojego życia jestem w pełni spokojny i ufny. Nie mogę dziś Kościołowi i Ojczyźnie służyć pracą kapłaństwa w świątyniach, ale mogę im służyć modlitwą. I to czynię przez cały niemal dzień. Mam radość odprawiać co dzień Mszę św. w kaplicy domowej, korzystam z towarzystwa jednego z kapłanów, który pełni obowiązki „kapelana”, i siostry zakonnej, która opiekuje się naszymi potrzebami domowymi. Czas wypełniam lekturą, modlitwą i spacerem w rozległym parku. Zdrowie mi służy w pełni. Bóg nie odmawia swoich radości i nad wyraz dobrej Opatrzności”.

***

Mogłoby się wydawać, że w Stoczku Prymas wiódł sielankowe życie. Nic bardziej mylnego. Ogród, o którym pisał był zdewastowany, podobnie budynek poklasztorny, w którym było potwornie zimno.

„Podziwialiśmy sterty lodu, które wyrąbano z pokojów pod nami – pisze. – Mieszkaliśmy nad lodowniami. Pokoje na dole nie były ogrzewane, i fantastycznie zagrzybione. Nikt nie dbał o to, by je ogrzać. Wszystkie korytarze pokryte były na ścianach białym szronem i zamrozem. Biedni dozorcy siedzieli w kożuchach i ciężkich butach. Męczyli się jeszcze bardziej niż my. Miny im sposępniały.

W takich warunkach zacząłem odczuwać różne dolegliwości. Nóg nie mogłem rozgrzać nawet w ciągu nocy. Ręce mi popuchły. Podobnie oczy mi zapuchły. Odczuwałem wielki ból w okolicy nerek i w całej jamie brzusznej. Każdego dnia przechodziłem bóle głowy”.

Czy odważnej postawy da się nauczyć?

Prymas dostrzegał w swojej sytuacji wolę Bożą, której może do końca nie rozumiał, ale całkowicie akceptował. To dawało mu dużo pokoju. Pokój ten uzyskiwał również środkami zupełnie naturalnymi, dostępnymi każdemu, nie tylko wierzącemu. Najbardziej znany z nich i do dziś budzący podziw jest jego więzienny plan dnia. To ścisłe zagospodarowanie czasu pozwalało mu z jednej strony przekierować uwagę z próżnych obaw na czynną aktywność a z drugiej  zachować równowagę między potrzebami intelektualnymi, emocjonalnymi i fizycznymi:

„5.00 Wstanie.

5.45 Modlitwy poranne i rozmyślanie.

6.15 Msza św. ks. Stanisława.

7.00 Moja Msza św.

8.15 Śniadanie i spacer.

9.00 Horae minores i cząstka Różańca.

9.30 Prace osobiste.

13.00 Obiad i spacer (druga cząstka Różańca).

15.00 Nieszpory i kompletorium.

15.30 Prace osobiste.

18.00 Matutinum c. Laudibus.

19.00 Wieczerza.

20.00 Nabożeństwo Różańcowe i modlitwy wieczorne.

20.45 Lektura prywatna.

22.00 Spoczynek”

Plan ten pozwalał mu w praktyce realizować znane zalecenie: „nie przejmuj się – zajmuj się” i cierpliwie czekać nie próżnując lecz maksymalnie pożytecznie wypełniając dany mu czas.

Od dawna już zapadły mi w duszę słowa kard. Merciera, tak często powtarzane przez Ojca Korniłowicza: „Nie lubię myśleć o tym, co było, ani też głupio marzyć o tym, co będzie, bo to rzecz Boga. Zadanie życia sprowadza się do chwili obecnej”

Czy Ksiądz Prymas nie myślał o tym, aby dążyć do zmiany swojej sytuacji?

Ponieważ dotychczasowe pytania nie były brane pod uwagę, postanowiłem nie podejmować [już] żadnych kroków, które miałyby na celu moją obronę. Iacta cogitatum tuum in Dominum, et ipse te enutriet, et dabit Tibi petitiones cordis tui [Zrzuć swą troskę na Pana, a On cię podtrzyma; wysłucha próśb serca twego] Chronić się też będę rozważań na tematy mego stanu obecnego. Jedno Ave Maris Stella więcej radości i swobody przynosi niż cała logika samoobrony.

Od dawna już zapadły mi w duszę słowa kard. Merciera, tak często powtarzane przez Ojca Korniłowicza: „Nie lubię myśleć o tym, co było, ani też głupio marzyć o tym, co będzie, bo to rzecz Boga. Zadanie życia sprowadza się do chwili obecnej”. – In Te, Domine, speravi, non confundar in aeternum [W Tobie Panie zaufałem, nie zawstydzę się na wieki].

 ***

Niechęć do działania, niepewność wywoływane są też przez trudne relacje. Ksiądz Prymas w więzieniu jest otoczony ludźmi, których nie do końca mógł obdarzyć zaufaniem (siostra i ksiądz) i tymi, którzy są otwarcie na pozycji wrogiej.

Pragnę zachować Treuga Dei [Pokój Boży] ze wszystkimi. Odnawiam najlepsze swoje uczucia dla wszystkich ludzi. Dla tych, co mię teraz otaczają najbliżej. Nie mam do nich nienawiści ani niechęci. I dla tych dalekich, którym się wydaje, że decydują o moich losach, które są całkowicie w rękach mego Ojca Niebieskiego. Do nikogo nie mam w sercu niechęci, nienawiści czy ducha odwetu. Pragnę się bronić przed tymi uczuciami całym wysiłkiem woli i pomocą łaski Bożej.

Dopiero z takim usposobieniem i z takim uczuciem mam prawo – żyć. Bo tylko wtedy życie moje będzie budowało Królestwo Boże na ziemi.

W Stoczku obchodził Ksiądz Prymas mały jubileusz – w lutym 1954 roku minęło pięć lat od objęcia Stolicy Prymasowskiej w Gnieźnie. Czy patrząc wstecz na te lata nie zauważał w tym czasie lęku i niepewności?

Wspomnienie tych pięciu lat pracy każe mi podziękować Bogu za niezwykły zaszczyt, jakiego doznałem od Dawcy wszelkiej pracy i posłannictwa. Byłem pełen lęku wtedy, jak dziś jestem pełen zawstydzenia, że tak niegodnie i nieudolnie pracowałem. Gorliwość i ogrom pracy niekiedy padały swym ciężarem na wartość tej pracy. O ile od strony gorliwości nie mam sobie wiele do wyrzucenia, to jednak ciężar gatunkowy tej pracy bardzo nie dopisał. Pomimo poczucia winy, czegoś niepełnego, myślę o tym, co już minęło, z ulgą. Bo jednak to było niesłychanie ciężkie. Bodaj dopiero teraz, w swoim obozie izolacyjnym, mam chwilę oddechu, który tak trudno było schwytać w ciągu tych pięciu lat. Ponieważ kończę je w więzieniu, ufam, że Miłosierny Bóg policzy mi te miesiące jako zadośćuczynienie za winy, którymi zawiodłem Jego plany. Nie przestaję ufać, że Najwyższy Pasterz dusz ludzkich pozwoli mi lepiej Mu służyć „gdy ustanie nieprawość”.