Perspektywy edukacji zróżnicowanej - doświadczenia zachodnich szkół męskich i żeńskich: pod takim hasłem odbyła się w tym tygodniu konferencja zorganizowana przez Ministerstwo Edukacji Narodowej.

Wzięło w niej udział dwóch wybitnych specjalistów: profesor Cornelius Riordan ze Stanów Zjednoczonych i Jose Maria Barnils z Hiszpanii. Przyjęli oni również zaproszenie do udziału w naszej audycji. 

Jakie są korzenie koedukacyjnego modelu szkół w Stanach Zjednoczonych? 

prof. Cornelius Riordan:


Na początku, gdy tworzyły się Stany Zjednoczone, istniały wyłącznie szkoły dla chłopców. Na wschodnim wybrzeżu, gdzie były pierwsze kolonie, z których potem powstały pierwsze stany, stosowano angielski model nauczania – ze szkół mogli korzystać tylko chłopcy. Później Amerykanie zaczęli opanowywać zachód. Powstawały małe miejscowości, w których znajdowało się na przykład dziesięć rodzin. Oczywiście, mogli sobie pozwolić najwyżej na jedną szkołę, do których chodziły dziewczynki i chłopcy. Około 1850 roku do szkół w USA wprowadzono koedukację. Na wschodnim wybrzeżu wciąż istniały szkoły męskie, ale pod wpływem tego, co działo się na zachodzie powstała silna presja, aby i dawne szkoły męskie przekształcić w szkoły koedukacyjne. Do tego doszła rosnąca presja ruchów feministycznych domagających się zrównania praw i udostępnienia szkół dla dziewcząt. Był taki okres, że dziewczynki chodziły do szkół męskich po południu i przez to uczyły się w gorszych warunkach. Domagano się więc, aby mogły uczestniczyć w nauce chłopców, aby zrównać ich szanse. Podsumowując – w tworzeniu szkół koedukacyjnych nałożyły się dwa trendy: jednym był przymus ekonomiczny w stanach zachodnich, gdzie tworzono małe szkoły a drugim  - ruch zrównania praw kobiet i mężczyzn w stanach zachodnich.

Najlepsze uczelnie wyższe, takie jak Harvard czy Yale (Jel) zachowały swój męski charakter aż do lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych dwudziestego wieku, ale później, pod wpływem żądań ruchów feministycznych otworzyły swoje podwoje dla kobiet.

A jak to wyglądało w Europie?

Jose Maria Barnils

W Europie aż do początku XX wieku obowiązywał model szkoły męskiej albo żeńskiej.

Tylko niektóre szkoły miały charakter koedukacyjny. Po II wojnie światowej ruchy feministyczne naciskały, aby dziewczynki chodziły do szkół razem z chłopcami uważając, że to będzie oznaczało zrównanie praw kobiet i mężczyzn. Mniej więcej w ciągu dwudziestu lat szkoły publiczne w całej Europie stały się koedukacyjne. Jakiś czas potem prywatne szkolnictwo również zaczęło adaptować ten model. Obecnie mamy taką sytuację, że poza krajami anglosaskimi i – w bardzo małym stopniu - krajami Europy Północnej  prawie całe szkolnictwo publiczne i znaczna część szkolnictwa prywatnego stało się koedukacyjne. 
 
Obecnie w Polsce powszechne jest przekonanie, że koedukacja jest czymś tak naturalnym, ze nie można myśleć o niczym innym. W jaki sposób zaczęły odradzać się szkoły zróżnicowane ze względu na płeć w Europie Zachodniej?

JMB


Wiele osób – szczególnie rodziców, nauczycieli a także naukowców zaczęło się zastanawiać nad tym, co lepiej służy dzieciom – jednak będę mówił po hiszpańsku, bo tak łatwiej mi będzie wyrazić moje myśli. Jeśli bowiem przeszło się do koedukacji bez jakichkolwiek badań naukowych, które udowadniałyby, że jest ona lepsza niż edukacja zróżnicowana ze względu na płeć to może należałoby to najpierw przebadać. Warto zwrócić uwagę na osobę francuskiego socjologa Michela Fize, dawnego francuskiego komunisty, eksperta rządowego przy kilku rządach socjalistycznych. Napisał on książkę: „Pułapki edukacji mieszanej”. Postawił w niej tezę, że tworzenie szkół mieszanych opartych jest na swoistym dogmacie a nie na wiedzy naukowej. Fize pytał czy w szkołach mieszanych rozwiązano problem nierównego traktowania chłopców i dziewcząt. Odpowiedź brzmiała – nie. Czy rozwiązano różne problemy szkolne? Nie. Jest więcej przemocy, więcej porażek wychowawczych, więcej molestowania seksualnego. Więc dlaczego mamy posługiwać się tylko jednym systemem, który nie przynosi rezultatów? Nie chodzi o to, by z tego modelu rezygnować, ale żeby sprawdzić, czy inne modele nie przynosiłyby lepszych skutków. We Francji, a także w innych krajach Europy narodził się w ten sposób ruch na rzecz edukacji zróżnicowanej. W ten ruch zaangażowali się ludzie w Niemczech, Holandii, w Szwecji, Włoszech. We Włoszech odbyło się już kilka kongresów na rzecz edukacji zróżnicowanej. Miały one miejsce między innymi w Palermo i w Weronie. Naukowcy zastanawiali się nad sensem wprowadzenia edukacji zróżnicowanej. Także w Stanach Zjednoczonych zaczęto prowadzić badania na ten temat.

Jak w USA narodził się ruch na rzecz takiego modelu nauczania?

CR


Przede wszystkim za sprawą społeczności afroamerykańskiej. Właściwie ostatnie sto lat to powracające pytanie: jak uczyć dzieci, aby zdjąć z nich negatywne skutki niewolnictwa? Było wiele takich prób, jedna z najsłynniejszych dotyczyła desegracji rasowej szkół z roku 1954. Zasada była piękna, ale faktycznie ta decyzja nie przyniosła pozytywnych skutków. Poszukiwania więc trwały. Kilku naukowców, między innymi ja, wskazało, że dobrym rozwiązaniem może być zróżnicowanie nauczania na męskie i żeńskie. Rodziny afroamerykanów zaczęły domagać się organizowania takich szkół. Nie było to proste, ponieważ władze lokalne odmawiały, dyrektorom szkół chcących wprowadzić takie zmiany grożono sądem i konsekwencjami prawnymi. Ruch ten został zahamowany ponieważ ubogie rodziny afroamerykanów nie miały pieniędzy na procesy sądowe. Interesujaca historia miała miejsce w Nowym Jorku, gdzie znajduje się szkoła publiczna nosząca nazwę: Szkoła Młodych Liderek. Instytucja ta miała poparcie pewnej zamożnej kobiety – filantropki, która nie dawała na nią żadnych pieniędzy, jedynie umeblowała budynek i wyposażyła go w pewne sprzęty. Otóż wpływowe organizacje feministyczne zagroziły szkole procesem sądowym w przypadku wprowadzenia zróżnicowanego modelu edukacji. Ale wycofali się, gdy zobaczyli, że ta kobieta daje poparcie tej szkole. Był jeszcze jeden ważny czynnik. We wspólnocie afroamerykanów rozeszła się informacja, aby zgłaszać tam tylko dziewczynki Pokazuje to jak ważna jest inicjatywa lokalnej grupy rodziców. Ponieważ przez długie lata w ogóle nie zgłaszano tam chłopców, to sprawa jakby umarła śmiercią naturalną. 
 

JMB


Wydaje mi się, że ci, którzy chcą tworzyć takie szkoły spotykają się z nieprzychylnym przyjęciem środków przekazu. I dlatego trzeba pokazać mediom, że w XXI wieku postępowa jest szkoła zróżnicowana, natomiast wsteczna, archaiczna jest szkoła koedukacyjna. W XXI wieku każdy człowiek chce mieć więcej wolności. Chce żeby traktować go w sposób zindywidualizowany, aby liczyć się z jego osobistą wolnością, z jego przekonaniami. Te cele najlepiej realizuje się w szkole zróżnicowanej. Zwróćmy uwagę, że istnieje poważna różnica między równością a podobieństwem. Nie można traktować wszystkich tak samo. Każdego musimy traktować według jego osobistych potrzeb. Dlatego bronimy wszystkich modeli wychowania, a szczególnie modelu edukacji zróżnicowanej. Dlaczego ja się tym zajmuję? Ponieważ bardzo kocham wolność. Myślę, że w dzisiejszym świecie każdy powtórzy to, że jest obrońcą wolności. Więc jeśli jest się zwolennikiem wolności, to dlaczego występować przeciwko modelowi nauczania, o którym nikt nie może powiedzieć, ze jest to zły system – nie ma na to żadnych dowodów. A widać, że dla wielu uczniów jest to bardzo dobre. W ten sposób bronimy demokracji, prawa do wolności wyboru. Oczywiście, ten model nie musi być jedyny, nie musi być dobry dla wszystkich, ale dla wielu jest dobry i warto wprowadzić go także do systemu nauczania publicznego. Trzeba to robić powoli i rozważnie, ponieważ pośpiech nie jest tu wskazany. 

Na jakie przeszkody natykaliście się w Stanach Zjednoczonych?


Kiedyś sądziłem, że dane naukowe ocalą szkoły zróżnicowane ze względu na płeć. Ale to było naiwne. Owszem, dane naukowe są ważne, ale główne przeszkody, na jakie natykają się zwolennicy takich szkół mają charakter polityczny. Ludzie mają różne powody, dla których nie chcą tego modelu nauczania. Mogą się na przykład obawiać zmiany. Ludzie często boją się zmian. Muszę powiedzieć, że dane naukowe zebrane w sprawie efektywności szkół zróżnicowanych najbardziej przemawiają do rodziców dzieci z ubogich rodzin. Wbrew temu, co się uważa – im biedniejsi są rodzice, tym bardziej są oni zainteresowani przyszłością swoich dzieci. Gdy przekonują się, że edukacja zróżnicowana przynosi efekty, organizują się i sami wywierają nacisk na odpowiednie instancje, aby popychać te sprawę. Przychodzą do władz – na poziomie lokalnym, albo na wyższym – i przekonują: zobaczcie, to działa. Działa w Stanach Zjednoczonych, działa w Hiszpanii, w Wielkiej Brytanii, w wielu innych miejscach. Także trzeba przedstawiać dane i tworzyć grupy rodziców, które będą naciskać na zróżnicowanie modelu edukacji.

Powiedzmy, że jestem przeciwny edukacji personalizowanej. Jakby Pan próbował mnie przekonać?

JMB


Jeśli ma pan kilkoro dzieci, chłopców i dziewczynki, to z pewnością przyzna pan, że chłopcy różnią się bardzo od dziewczynek. Wzrastają w różnym tempie, mają różne zainteresowania, różni się ich sposób rozumowania, nawet słyszą inaczej te same treści. Jeśli tak się różnią, to czy będzie pan traktował je identycznie? Nie. To dlaczego w szkole mają być traktowane w ten sam sposób? Jeśli uczą się w różny sposób, jeśli mają różne zainteresowania, jeśli w różnym tempie się rozwijają, to dlaczego traktować  je identycznie? Trzeba raczej postarać się o to, by traktować każde dziecko indywidualnie, według jego osobistej charakterystyki.

Dobrze, ale gdy myślę o przyszłości moich dzieci, to muszę sobie zadać pytanie, jak po ukończeniu szkoły będą sobie dawały radę w życiu?

JMB


W ciągu ponad trzydziestu pięciu, właściwie prawie czterdziestu lat pracy, z których większość spędziłem kierując szkołami edukacji zróżnicowanej nie spotkałem się z ani jednym  przypadkiem ucznia lub uczennicy, którzy mieliby jakiekolwiek problemy z dostaniem się na uczelnie, albo kontynuowaniem pracy zawodowej. To jest moje doświadczenie, rozmawiałem też z licznymi osobami z innych ośrodków nauczania zróżnicowanego w Hiszpanii, Anglii, Stanach Zjednoczonych i Ameryce Południowej – nikt nie miał podobnych problemów. Oczywiście, mówi się, że utrudniona może być socjalizacja chłopców i dziewczynek. Tak się jednak nie dzieje, ponieważ dzieci spędzają zaledwie piętnaście procent czasu w szkole. Pozostały czas spędzają w rodzinie, na podwórku, w podróżach, jednym słowem żyją w społeczności składającej się z innych chłopców i dziewczynek, kobiet i mężczyzn. Pamiętajmy przy tym (zawsze to podkreślam), że edukacja zróżnicowana nie jest dla wszystkich i koedukacja też nie jest dla wszystkich. Mogą być takie sytuacje, że należałoby zalecić szkołę koedukacyjną, a mogą być inne, w których bardziej pożądana byłaby szkoła zróżnicowana ze względu na płeć. Trzeba każdemu dać tę możliwość, której ta konkretna osoba najbardziej potrzebuje.

CR


Badam testy szkolne i porównuję je z normami ogólnokrajowymi. Wiem dokładnie, jakie wyniki osiągają uczniowie w skali Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, dzieci ze szkół zróżnicowanych pod względem płci, choć pochodzą z najbiedniejszych dzielnic i z rodzin o bardzo niskich dochodach, to już pod koniec trzeciej klasy mają np. z matematyki i z czytania wyniki lepsze niż norma krajowa. Zazwyczaj wyniki takich dzieci są znacznie gorsze niż norma krajowa. Weźmy pod uwagę, że ta norma obejmuje szkoły prywatne, katolickie, szkoły wyróżniające się. To nadzwyczajne osiągnięcie. 

JMB


Kiedy przyjechałem tu kilka miesięcy temu pewien dziennikarz powiedział mi: pan  jest przeciwny szkołom koedukacyjnym. Odpowiedziałem: nie…Absolutnie nie. Jestem za wolnością. Chciałbym żeby wszędzie  były szkoły koedukacyjne i szkoły zróżnicowane ze względu na płeć, a także szkoły, w których pewne przedmioty będą nauczane oddzielnie – dla chłopców i dla dziewczynek. Chciałbym, żeby była maksymalna możliwość wyboru. Pamiętam, jak tata kupił mi mój pierwszy samochód. Miałem wtedy 18 lat.  W tamtych czasach w Hiszpanii produkowano tylko jedną markę – seata. Wybraliśmy kolor, zapłaciliśmy i po pół roku zadzwonili do nas, abyśmy zgłosili się po odbiór. Pojechaliśmy tam. Patrzę na samochód i mówię: to nie ten. Ten jest niebieski, a ja wybrałem biały. Sprzedawca odpowiada: nie, to jest twój samochód. Nie – odpowiadam – chcę biały. Na to sprzedawca mówi: dobrze, ale musisz poczekać jeszcze pół roku i ja nie daję gwarancji, że będzie akurat biały. Więc wziąłem niebieski. Ale nie miałem wolności wyboru. Kocham wolność. Nie tylko po to by wybrać kolor samochodu, ale żeby mieć prawdziwą wolność wyboru.