Niedziela 42/2023

Kwietniowy wieczór 2011 roku. Na Placu Świętego Piotra wije się długa kolejka. Przybyli z różnych stron świata pielgrzymi chcą oddać cześć Janowi Pawłowi II, którego w najbliższą niedzielę, 1 maja, papież Benedykt XVI ogłosi błogosławionym. Zwolna posuwamy się naprzód. Widzę przed sobą młode Amerykanki w habitach nieco odmiennych od tych, do których przywykłem w Polsce. Wreszcie, już na schodach bazyliki, nie mogę oprzeć się dziennikarskiej ciekawości i pytam, skąd przyjechały.

– Z Minnesoty – mówi jedna z nich.

 – Nigdy nie widziałem takich habitów, z jakiego jesteście zgromadzenia?

– Służebnic Serca Jezusa.

– Dlaczego przyjechałyście z tak daleka?

– Nasza wspólnota jest młoda. Powstałyśmy jako odpowiedź na wezwanie Papieża do nowej ewangelizacji – odpowiada zakonnica.

Rozmowa trwa krótko, bo właśnie wchodzimy do bazyliki, w której wystawiona jest cyprysowa trumna ze szczątkami Jana Pawła II.

W niedzielę, 1 maja podczas beatyfikacji spotykamy się z siostrami ponownie, jakby „przypadkiem” w milionowym tłumie. Śmiejemy się i wymieniamy adresami. Tak nawiązuje się serdeczna relacja. Spotkamy się jeszcze raz, trzy lata później, także w Rzymie, na kanonizacji Jana Pawła II.

 

Służebniczki Serca

 

Jak się później okazało moją rozmówczynią była matka Mary Clare, założycielka zgromadzenia. Jej duchowa więź z Janem Pawłem II zaczęła się w roku Wielkiego Jubileuszu 2000.

Urodziłam się i wychowałam jako katoliczka jednak głębsze nawrócenie zaczęłam przeżywać dopiero w college’u – wspomina. –  Przez pierwsze dwa piękne lata wzrastałam w miłości do Chrystusa i Kościoła, jednak potem pojawiły się poważne wątpliwości.

            Wątpliwości te były tak silne, że Mary Clare nazywa je walką. Przyjechała wtedy do Rzymu na jeden semestr studiów na Uniwersytecie św. Tomasza.

2 lutego uczestniczyłam w swojej pierwszej papieskiej Mszy na Placu Świętego Piotra. Było to dla mnie trudne doświadczenie, pełne zamętu i niepokoju. Gdy zobaczyłam tych wszystkich ludzi łapiących w ręce Eucharystię, rozmawiających ze sobą, a nie modlących się (tak mi się przynajmniej wydawało) zwątpiłam w to, że tu jest prawdziwy Kościół i postanowiłam nigdy więcej nie brać udziału w liturgii papieskiej. I wtedy, na samym końcu, Jan Paweł II zwrócił się do pielgrzymów języka angielskiego. Nie pamiętam, co powiedział, ale – gdy tylko zaczął mówić w moim własnym języku – otrzymałam łaskę. Poczułam, że jestem mu znana i przez niego kochana (chociaż oczywiście po ludzku to było niemożliwe, bo widziałam go pierwszy raz w życiu i byłam wśród tysięcy innych osób). Jednocześnie poczułam, że jestem osobiście znana i kochana przez naszego Ojca w niebie.

To duchowe doświadczenie zapoczątkowało w młodej Amerykance głęboką przemianę. Zaczęła chodzić na każdą papieską Mszę. Był to rok Wielkiego Jubileuszu, więc  postanowiła, że za każdym razem będzie przechodzić przez Drzwi Święte, aby otrzymywać odpusty dla najbardziej potrzebujących dusz. Wtedy również zaczęła się zastanawiać nad wyborem drogi zakonnej jako – jak mówi – rzeczywistej i najlepszej drogi w moim życiu.

Dojrzewanie trwało sześć lat.

Siódmego grudnia 2006 podczas modlitwy Pan zaprosił mnie do założenia nowej wspólnoty sióstr, które będą żyły naśladując Maryję i angażując się w Nową Ewangelizację w diecezjalnym życiu Kościoła. Chociaż Jan Paweł II nie miał bezpośredniego wpływu na założenie naszego zgromadzenia, zawsze czułyśmy, że nasz charyzmat jest skutkiem jego miłości do Kościoła. Z tego powodu krzyżyk, który nosimy przy naszych różańcach jest na wzór jego pastorału. Przypomina nam on o jego pełnym miłości wstawiennictwie za nas i za Kościół.

Dziś zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca liczy 36 sióstr pracujących w parafiach stanu Minnesota.
 

            Nowa ewangelizacja

           

            Historia matki Mary Clare jest jednym z wielu przykładów odnowy amerykańskiego Kościoła. Nowa ewangelizacja, o której mówiła odnosi tam znaczne sukcesy. Ogromny kryzys, którego najboleśniejszym przejawem były straszne grzechy wykorzystania nieletnich, spotkał się z ruchem oddolnej odnowy w wielu amerykańskich stanach. Do Kościoła katolickiego przychodzą wyznawcy różnych denominacji protestanckich. Znany w Polsce nawrócony na katolicyzm prezbiteriański pastor Scott Hahn założył fundację, która pomogła już 700 pastorom (po przejściu na katolicyzm nie mieli się z czego utrzymywać, gdyż tracili pracę w protestanckich parafiach). Hahn opublikował książkę „Nieście i przyjmujcie Dobrą Nowinę”, w której zauważa, że wezwanie do nowej ewangelizacji po raz pierwszy rzucił papież Jan Paweł II w Polsce podczas pamiętnej pierwszej pielgrzymki w 1979 roku.

Przemawiając w Nowej Hucie – pisze Scott Hahn – zbudowanej przez komunistów jako „idealnym” mieście robotniczym, które w rzeczywistości było czymś zupełnie odwrotnym – wezwał do nowej ewangelizacji. Nieliczni jednak zauważyli to wezwanie, a jeszcze mniej je zrozumiało.

Być może bardzo podobnie stało się z innymi, już bardzo znanymi słowami z tamtej pielgrzymki. Jeśli cokolwiek z niej pamiętamy to chyba słynne „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi”. Przyjmujemy je jako początek końca komunizmu i … tyle. A przecież Jan Paweł II w tej samej homilii wskazywał na coś znacznie większego i nieprzemijającego. Zastanawiając się nad zrządzeniem Opatrzności, którego skutkiem był wybór Polaka na Stolicę Piotrową zwracał uwagę, że Polska stała się w naszych czasach ziemią szczególnie odpowiedzialnego świadectwa. A kończył ten wątek homilii dramatycznym pytaniem:

Umiłowani rodacy – jeśli przyjąć to wszystko, co w tej chwili ośmieliłem się wypowiedzieć – jakież ogromne rodzą się z tego zadania i zobowiązania! Czy do nich naprawdę dorastamy?

W tym świetle ujawnia się marzenie Jana Pawła II dla Ojczyzny. On pragnął, aby Polska stała się krajem ludzi świętych.

 (Nie)spełnione?

Być może dziś to marzenie wydaje się bardziej odległe niż kiedykolwiek. Być może przeżywamy coś podobnego jak przyszła założycielka Służebnic Serca Jezusa w roku 2000 na Placu Świętego Piotra. Rozczarowanie, zamęt, zmęczenie. A jednak w tych ciemnościach pojawiają się jasne promienie światła.

Nieco ponad miesiąc przed Dniem Papieskim (tegoroczne hasło to „Cywilizacja życia”), na ołtarze wyniesiona została rodzina Józefa i Wiktorii Ulmów. Tytułem do beatyfikacji była ich męczeńska śmierć, jednak każdy kto przyjrzał się nieco ich życiu widzi, że ten ostatni akt był konsekwencją całego ich życia. Kościół uczcił wzajemną miłość małżonków, jej owoce – dzieci, włącznie z jeszcze nienarodzonym oraz ich służbę bliźniemu posuniętą aż do ofiary z życia. Ulmowie połączyli Stary i Nowy Testament, bo przecież zginęli ratując Żydów w imię Jezusowego przykazania miłości bliźniego. Choć wielu Polaków było wyniesionych na ołtarze, to ta beatyfikacja jest jakimś szczególnym znakiem na nasze czasy.

Tysiące lat temu świadectwo chrześcijańskich rodzin w codziennym życiu powodowało tysiące nawróceń w pogańskim Rzymie – pisze Scott Hahn w cytowanej już książce o nowej ewangelizacji. – Okazując „miłość w małych rzeczach” – w tym jak małżonkowie dbali o siebie nawzajem, opiekowali się dziećmi, wykonywali swoje codzienne obowiązki i okazywali uprzejmość sąsiadom – te rodziny świadczyły o przemieniającej mocy łaski i pięknie chrześcijańskiego życia.

Niewątpliwie Ulmowie są inspiracją dla wszystkich, którzy chcieliby podjąć zobowiązujące pragnienie św. Jana Pawła II. Gdy słuchaliśmy go przed z górą czterdziestu laty wydawało się, że nic nie może się zmienić. Jednak on nie tracił nadziei. Ani marzeń.

Paweł Zuchniewicz