(Cotygodniowy felieton emitowany w Radiu Plus Warszawa 96, 5 we wtorki przed 20 tą)
Sarajewo, kwiecień roku 1997. W zacinającym śniegu Papież Jan Paweł II odprawia Mszę świętą na stadionie. „Starałem się osłonić Ojca Świętego, ogrzać mu ręce, bo trząsł się z zimna – mówi papieski ceremoniarz, arcybiskup Piero Marini. – Po mszy powiedziałem jak bardzo jest mi przykro, że tak to przebiegło, że uroczystość była taka trudna.” „Moje cierpienie to jest nic w porównaniu z tym, co przeszli ci ludzie” – odpowiedział papież. Sarajewo leczyło wtedy rany ze skutków wojny bałkańskiej.

Opisana scena pochodzi z filmu dokumentalnego „Jan Paweł II. Szukałem Was”. Autorzy zapowiadają, że jest to największa produkcja dokumentalna o Papieżu na świecie, zainteresowanie budzi obecność znanego dziennikarza Krzysztofa Ziemca w roli narratora, przyciąga muzyka Michała Lorenca oraz fakt, że film powstał jako efekt czteroletniej pracy: w archiwach watykańskich, w 13 krajach na czterech kontynentach, kręcony w 120 lokalizacjach. To wszystko jest ważne, ale najważniejsze jest, że ma on to „coś” co wychodzi daleko poza kremówki, czy nawet znaną już na pamięć frazę „Niech zstąpi Duch Twój”. Pokazuje bowiem człowieka zakochanego do szaleństwa w drugim człowieku i w Bogu.  Pokazuje też innych ludzi – owszem bardzo znanych – którzy mówią o tym człowieku ludzkim językiem. Tak jak były rzecznik Stolicy Apostolskiej, Joaquin Navarro Valls, wspominający śmierć swojego ojca. „Pojechałem do Hiszpanii – mówi – aby pożegnać się z tatą. Wróciliśmy z mamą ze szpitala do domu. Odzywa się telefon. To Papież. Jak czuje się mama? – pyta.” I Valls dodaje: to jest świętość.
W czasie prasowej premiery filmu siedziałem obok Krzysztofa Ziemca, który przyszedł do kina z rodziną. Mówił mi, że widział ten film już po raz kolejny i głupio mu było, bo znowu miał łzy w oczach. Wcale się nie dziwię. I ja zużyłem sporo chusteczek. Wzruszenie towarzyszy widzowi od pierwszej niemal chwili do ostatniej, tak jak towarzyszyło nam od pierwszego „Habemus papam” w 1978 roku do słów: „Nasz ukochany Papież Jan Paweł II powrócił do domu Ojca”.
Historia o miłości musi wzruszać, ale też nie byłaby to historia o miłości prawdziwej, gdyby pozostała tylko na poziomie emocji. To byłaby klęska – nie tylko filmowców, ale i całej pracy, którą Jan Paweł II wykonał przez prawie dwadzieścia siedem lat pontyfikatu. Emocje mijają i co wtedy? Co pozostaje?
Autorzy filmu przekazali także nauczanie Papieża z Polski. Chwilom emocjonalnie poruszającym towarzyszyły momenty wyciszenia – wspaniałych krajobrazów: nieba, gór, pól pełnych kwiatów. I wtedy, z tak zwanego „of fu” słychać było słowa Jana Pawła II, wypowiadane jego własnym głosem – nie tylko po polsku.  Nic nie rozpraszało – ani obrazki Papieża wśród tłumów, ani wzruszenie, gdy przygarniał dzieci, ani nawet widok przemawiającego Ojca Świętego. Tylko stworzenie w całym swym pięknie i głos proroka.
Film opowiada także o dziele Papieża. O przywróceniu wolności, o pojednaniu z religiami, o przywróceniu witalności Kościoła po kryzysie lat siedemdziesiątych. Jeśli czegoś w nim brakuje – to jest to wielki temat miłości ludzkiej, małżeństwa, rodziny i życia – niewątpliwie jeden z najważniejszych w tym pontyfikacie.